Mathias Jorgensen to zwykły chłopak z paczką niezbyt ogarniętych kumpli, który od lat wyznaje miłość do skateboardingu. Wraz z przyjaciółmi tworzy grupę Bet, walczących o medale na zawodach skateboardingowych. Większość wolnego czasu, spędzają na paleniu trawki i robieniu wielu innych mało pożytecznych, ale cieszących się uznaniem grupy, małostkowych rzeczy.
Mathias od zawsze był tym cichym, mało konfliktowym, zwyczajnym Betą. Lubił to jak toczyło się jego spokojne i proste życie. Nie było ono zbyt skomplikowane. Posiadał kochających rodziców, a ponieważ był jedynakiem, nigdy nie musiał się nimi dzielić.
W jego świecie, Bety przystawały z Betami, a Alfy i Omegi prowadziły własne dramaty. Po mimo tego, że populacja Bet była większa, uważane za szare osobniki społeczeństwa zostały wykluczone ze szczytu piramidy. Może właśnie dlatego, że było ich tak wiele, stały się zbyt powszechne, a inni przedstawiciele uznali ich istnienie za zbyt oczywiste i nudne.
Alfy to typowi przywódcy, a Omegi są ich dopełnieniem i nadzieją społeczeństwa, trzymając ciepło ogniska domowego w swoich małych rączkach, jak i urodę oraz możliwość łączenia się w pary z przeznaczonymi im Alfami. Alfy i Omegi zazwyczaj zostają sławnymi gwiazdami lub ważnymi osobistościami. Rzadko słyszy się o Becie, która jest prezesem, czy sławnym muzykiem lub modelem.
Mathias, był zwykłą szarą Betą. I to mu odpowiadało
Do czasu…
Chłopak zakochał się w osobie z nie swojej klasy społecznej, lecz bał się do tego przyznać, by nie zostać wyśmianym. Trzymał to w sekrecie przez dłuższy czas jednak widząc, jak miłość jego życia, zaczepia ktoś wyższy rangą - kapitan drużyny i najbardziej obiecująca Alfa szkoły. - nie mógł się powstrzymać i zrobił coś co nie pasowało do Bety jego pokroju. Nie wiedział jednak, że walka z rywalem o serce pięknej Omegi, obierze całkiem inny kierunek…
Mathias będzie musiał zmierzyć się z problemem większym, niż zakazana miłość… Będzie musiał pogodzić się z przeznaczeniem, które było mu pisane, jeszcze zanim się urodził.
***
Rozdział Pierwszy
– Myślisz, że mu się uda? — zapytał rudowłosy chłopak, przyglądając się rampie nr 4.
A konkretnie, wpatrywał się w niedorzecznie głupiego chłopaka, który ma zamiar zjechać z owej rampy stojąc na rękach.
Mathias Jorgensen pokręcił jedynie głową, wpisując numer pogotowia ratunkowego, gdy czekał na porażkę i prawdopodobnie bolesny upadek jednego ze swoich kumpli.
Po pierwsze, chłopak na rampie nie potrafi stać prawidłowo na rękach, nawet jeśli myśli inaczej. Zapadanie się w barkach, niespinanie mięśni, wypinanie brzucha, wyginanie pleców czy machanie nogami w każdą stronę świata nie tylko utrudni mu utrzymanie się do góry nogami, ale będzie powodem dla którego rehabilitacja będzie trwała dłużej, niż pół roku. Po drugie, Mathias zdaje sobie sprawę - jak reszta tutaj obecnych - że jego kumpel nie da rady ustalić prawidłowego nacisku na "tail" w tej pozycji. Ani zeskoczyć - w razie wypadku - bezboleśnie.
Rudowłosy chłopak obok Mathiasa oznajmił, że jego już boli na samą myśl o tym co się zaraz wydarzy.
Już mieli zobaczyć bolesny upadek, zarówno dumy jak i ciała, blond chłopaka na rampie, gdy nagle uwagę Skaterów przykuły gwizdy i oklaski dochodzące z drugiej strony parku, będącej końcem Parku Miejskiego.
To jedyny minus Skateparku, gdyż jest ulokowany zaraz przy miejscu schadzek Alf i Omeg, którzy są nieoficjalnymi wrogami Bet jeżdżących wyczynowo i rekreacyjnie na deskorolce.
– Co tym razem świętują? — zapytał Mathias. Spojrzał niby od niechcenia w stronę nowo przybyłych. Jednak po prawdzie, wypatrywał pewnej blond czupryny. Osoba ta posiada parę niebieskich oczu i piękny promienny uśmiech.
Rudowłosy imieniem Jack, uśmiechnął się, a raczej uniósł jedynie kącik ust, kręcąc głową. – Ty naprawdę żyjesz na innej planecie. Mustangi wygrały mecz i zakwalifikowały się do finałów międzystanowych.
Jorgensen jedynie mruknął w zrozumieniu, choć osobiście nie widział sensu w całym tym Footballu. Ale tak samo myślą tamci o zawodach skateboardingowych. To wciąż nie fer, że North Shore nie zalicza skatingu do szkolnego sportu, tym bardziej, iż wielu uczniów tej szkoły jeździ na desce.
Hrabstwo Harris liczy sobie 4,092,459 ludzi co czyni je najbardziej zaludnionym Hrabstwem w Teksasie. Plasuje się na trzecim miejscu w USA. Siedziba powiatu znajduje się w Houston, największym mieście Texasu. 39% populacji Hrabstwa Harris składa się z Alf, 11% z Omeg, a reszta to Bety.
Mathias, choć w papierach ma wyznaczoną rangę w społeczności, tak naprawdę nie potrafi siebie sklasyfikować. Owszem, jako Beta całe życie przystawał z innymi Betami, jednak w głębi serca czuł, że tak naprawdę nie posiada wiedzy na temat tego kim jest i jaka jest jego rola na tym świecie. Tym bardziej teraz, patrząc na Omegę, której uśmiech potrafi przyćmić słońce, a serce jego wali jak oszalałe w piersi na ten widok.
Czy ja oszalałem? — zastanawiał się. — Przecież nie jestem Gejem.*
Już miał coś powiedzieć Red’owi, by wydostać się z letargu, gdy nagle usłyszeli wielki huk ciała uderzającego o asfalt, a potem krzyk blondwłosego chłopaka na rampie - teraz leżącego odłogiem na ziemi. Mathias westchnął jedynie, myśląc “można to było przewidzieć” po czym wybrał numer alarmowy, gdyż dzięki temu pomoc zjawi się szybciej.
***
– Mamo, tato! Jestem w domu! — kędzierzawy chłopak krzyknął na wejściu zwracając uwagę pozostałych Jorgensenów.
– W kuchni, myszko! — usłyszał odpowiedź ojca. Zmarszczył brwi na pieszczotliwe przezwisko, które ciągnie się za nim odkąd skończył 2 lata.
– Cześć kochanie, jak było w szkole? — Zza rogu wyłoniła się postać wysokiej, pięknej i silnej kobiety przed czterdziestką.
Juliet Jorgensen miała na sobie dobrze skrojoną marynarkę w czerwonym kolorze i sprasowane wizytowe spodnie z czarnego materiału. Do tego dopasowane sandały na szpilce w żółtym kolorze. Włosy jak zwykle rozpuszczone i dzikie, a ich czarne loki mieniły się w promieniach słońca, jak złoto. Jej brązowe oczy również trzymały w sobie iskierki szczęścia.
No tak. — pomyślał sobie Mathias. — Zbliża się Ruja** ojca. Nic dziwnego, że matka chodzi, jak najszczęśliwsza Alfa, od samego rana.
Mama Mathiasa odpowiadała za jego włoskie geny. Niemcem jest ze strony ojca. Kiedyś zastanawiał się jakim zrządzeniem losu ci dwaj się spotkali i zostali parą.
Tym zrządzeniem losu był międzynarodowy konkurs w którym brały udział ich uczelnie. Jego tata jako obiecujący baletmistrz był perełką swojej uczelni, nie tylko dzięki talentowi artystycznemu, ale także intelektowi i wysokim wynikom w nauce.
Mama Mathiasa - pomimo tego że teraz zajmuje się działem sprzedaży w prestiżowej firmie - w czasach collegu interesowała się również tańcem współczesnym, a do konkursu namówili ją przyjaciele z tego samego kierunku. Takim sposobem państwo Jorgensen poznali się na finałach w Los Angeles. Wtedy zorientować się, że są przeznaczonymi sobie kochankami.
Od tego czasu minęło 18 lat, a oni kochają się po dziś dzień i będą kochać już na zawsze, gdyż są biologicznie kompatybilni.
– Nie miałaś czasem jakiegoś ważnego spotkania? — mruknął pod nosem Mathias, widząc rozpromienioną matkę. Już może wyobrazić sobie te dziwne gody w wykonaniu swoich rodziców.
– A co, zawiedziony, że mam wolny czas, który mogę spędzić z wami? — zapytała przesłodzonym tonem, chwytając palcem wskazującym i kciukiem podbródek syna, by lekko go potarmosić.
Chłopak jedynie przewrócił oczami, odpychając dłoń matki od swojej twarzy. Wkurza go fakt, iż jest wyższa od niego o głowę.
– Kotek, przestań zawstydzać naszego syna. — wtrącił się ojciec Mathiasa, wychodząc z kuchni.
Gerard Jorgensen miał na sobie za dużą koszulkę w pastelowym kolorze brzoskwini i czarne spodnie do jogi. Po fartuchu chłopak mógł wywnioskować, że jego rodzic pichci coś w kuchni. Aż zaburczało mu w brzuchu na samą myśl o jedzeniu.
Ojciec Mathiasa to piękna Omega. Dobiegający czterdziestki mężczyzna, wciąż zachwyca każdą alfę - młodą czy dojrzałą. Jako Omega Dominująca, ma wspaniałe geny. Wygląda jakby czas się dla niego zatrzymał na świetlnych latach collegu, gdyż w ogóle się nie zmienia. Jego wiek można dostrzec w krótko ściętych, karmelowych włosach, bardziej wystających kościach policzkowych i lekko zaokrąglonych biodrach. (tego ostatniego lepiej przy nim nie wspominać)
– Misiu, nasza myszka jest już duża. Daj mi się nacieszyć tymi krótkimi chwilami, bo muszę ci przypomnieć, że nim się obejrzymy, myszka znajdzie sobie własne gniazdko.
Chłopak mimowolnie pokręcił głową nie słuchając rozmowy jaką zaczęli prowadzić jego rodzice. Za to skierował się do kochani, zobaczyć co tatko przyrządził na kolację.
Zobaczył zupę pomidorową w jednym z garnków - swoją ulubioną. W drugiej zaś dostrzegł gotujące się krewetki. Pewnie jako dodatek do zupy - przysmak jego mamy. Z piekarnika dobiegł go zapach ziemniaczanej zapiekanki, co oznaczało tylko jedno.
– Mamo!!!
***
Po raz któryś tego wieczora, Mathias powstrzymywał się od wybuchnięcia. Owszem, kochał swoją babcię, ale miał jej również po dziurki w nosie.
– Musisz pamiętać, że zwlekanie nie jest dobre dla kogoś w twoim wieku, kochanie. — kontynuowała starsza kobieta. – Lepiej obrać konkretny kierunek już teraz, uwzględni też możliwości z tym związane. Twojemu ojcu jakoś się udało, choć od początku nie rozumiałam jego wyboru. Na szczęście, los zetknął go ze wspaniałą Juliet, więc nie musiałam się martwić…
I tak przez całą kolację.
Po minie rodziców mógł wywnioskować, że oni podzielają jego niedolę.
Zdawał sobie sprawę, że kiedyś musi zacząć myśleć o przyszłości, ale jeszcze nie teraz. Wpierw musi zapewnić sobie zwycięstwo w kolejnych zawodach i w końcu zaprosić Jimmiego na randkę. Pewnie zostanie wyśmiany, ale “lepiej spróbować, niż później żałować” jak to sobie wmawiał.
– Jedzenie było wyśmienite, kochanie. Dzięki za tą wspaniałą zapiekankę. Te robaki… Przepraszam, owoce morza - nie mój gust, ale w końcu to rozsądna cena za wymarzoną synową.
Chłopak westchnął jedynie, po czym odepchnął się od ściany w holu, o którą się opierał i uśmiechnął się - miał nadzieję - przekonująco, podchodząc do babci, by przytulić ją na pożegnanie.
– Miło było cię znów zobaczyć, Oma***. — kobieta uśmiechnęła się promiennie co ucieszyło chłopaka. – Oh, meine Enkelin***, jesteś przesłodki. Twoja Oma jest rada, że tak dobrze się prowadzisz. Do zobaczenia skarby!
Po pożegnaniu babci, chłopak był wykończony, więc przeprosił rodziców i poszedł na górę. Ten dzień był doszczętnie krępujący, a to jedyne czego woli unikać - krępujących sytuacji.
Kładąc się, myślał o blondwłosym aniele i nie mógł wyzbyć się myśli, że uczucie, którym darzy chłopaka, będzie powodem jego problemów…
Comments (0)
See all