Wchodząc do domu Leli, miałeś wrażenie, że przekraczasz próg klubu nocnego.
Zero światła, za to lasery mrugające w rytm głośnej muzyki i tym podobne. Na wejściu uderzały w ciebie mieszanina potu i alkoholu.
Mathias dziękował Bogu za to, że nie mógł wyczuć feromonów, które wydzielają Alfy i Omegi. Chociaż poczuł jakieś dziwne mrowienie w nosie. Podobne mrowienie czuł, gdy nawdychał się pyłków kwiatowych w dzieciństwie. Jakby chciało mu się kochać, ale zamiast tego, to uczucie tylko narastało, przez co dostał lekkiego bólu głowy. Nie wyczuwał konkretnego zapachu, jednak coś tutaj sprawiało, że zmysł węchu robi się nadwrażliwy.
– Jimmie gdzieś tu się kręci, więc nie powinieneś długo czekać, aż go zobaczysz. — powiedziała dziewczyna, po czym podeszła do znajomych, którzy już wlewali shoty do kieliszków.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, usiadł na kanapie, z dala od całującej się pary nieopodal.
Co ja tutaj robię? — pomyślał Mathias.
– Mathias, co tutaj robisz? — zapytał ktoś za nim, przekrzykując dudnienie muzyki.
Jimmie we własnej, niesamowicie pięknej, osobie. Przez chwilę zatkało kędzierzawego chłopaka. Otrząsnął się jednak, by odpowiedzieć blond Omedze czekającej na reakcję z jego strony.
– T-tak jakoś wyszło. — powiedział speszony.
Debil! Tak wyszło?! Moje szare komórki też wyszły dlatego robię z siebie głupka! — pomyślała Beta.
Jimmie uśmiechnął się jednak i przysiadł obok kędzierzawego na kanapie. Ten zaś automatycznie spalił buraka. Blond Omedze ewidentnie się to podobało.
– Więc,... Sądząc po twoim zachowaniu, nie często chodzisz na domówki, prawda? — dociekał Jimmie.
Mathias spuścił speszony wzrok, kręcąc głową. Nie wiedział co powiedzieć żeby nie zrobić z się jeszcze większego głupka. W dodatku zaczęło robić mu się gorąco. Odczuwał dziwną niechęć do materiału ubrań, które miał na sobie w tym momencie. Irytacja dudniącą muzyką, ustąpiła miejscu irytacji na odczucie swędzenia pod skórą. Jakby stado mrówek zrobiło sobie tam gniazdo.
– Nie za bardzo. — mruknął pod nosem. – Nie moje klimaty.
Zapadła między nimi niezręczna cisza. Kędzierzawy miał chęć palnąć sobie w łeb. Ciszę przerwał Omega z nagłym ożywieniem w głosie.
– Choć ze mną. — powiedział podekscytowany. – Pokaże ci coś.
Mówiąc to wziął Betę za rękę, ciągnąc w stronę drzwi frontowych. Przepychali się chwilę przez tłum ocierających się o siebie nastolatków, po czym nagle znaleźli się na tyłach domu. Omega jednak wciąż parł na przód w stronę lasu.
– G-gdzie idziemy? — zapytał Mathias, nerwowo spoglądając na malejący za sobą dom.
– Zobaczysz. — odparł blondyn, idąc dalej przed siebie. Na jego twarzy widniał promieniujący uśmiech, który sprawił, że Beta jakoś zapomniał o strachu.
***
Nic dziwnego, że Jimmie był tak podekscytowany.
– To miejsce jest piękne. — szepnął pod nosem Mathias. – Co nie? — odparła Omega, na co kędzierzawy podskoczył lekko w miejscu. Nie zdawał sobie sprawy, że powiedział to na głos.
Jakimś cudem za domem znajdowało się małe wzgórza, które można było dostrzec dopiero po przejściu paru metrów, gdyż zakrywały je drzewa. Miejsce to przepełnione było kwiatami w wielu kolorach i zapachach. Jednak najbardziej zapierający dech w piersiach był widok, który się tutaj wyłaniał. Można było zobaczyć zachód słońca, tak piękny jak kwiaty i zapach wokół.
– Lepiej? — zapytał nagle Jimmie.
Beta, wpierw nie widział o co mu chodzi, jednak po chwili zorientował się czego dotyczyło pytacie.
– Tak, dziękuję. — odparł Mathias. – Jeszcze chwilę i bym zemdlał.
Był wdzięczny Blond Omedze, że dostrzegł jak niekomfortowo się czuł, gdy wokół lała się wódka i napierało nie niego tyle zapachów na raz. Swędzenie pod skórą i zimne poty ustały. Nagle poczuł ulgę, za co dziękował Bogu.
– Ja już przyzwyczaiłem się do tego typu sytuacji. Nie na takich imprez się bywało — zaśmiał się pod nosem Jimmie, po czym spoważniał. – Zazdroszczę ci.
Przez moment chłopak zastanawiał się czy słuch go nie zawodzi. Jimmie - piękna Omega, jeden z najpopularniejszych dzieciaków w szkole - zazdrości zwykłej szarej Becie, która nie wie co to dobra impreza? On nawet skarpetki nosi nie do pary, bo nie chce mu się szukać tech pasujących do siebie.
– Nie rozumiem. — powiedział skołowany Mathias. – Czego mi zazdrościsz. Przed chwilą o mało co nie zemdlałem na swojej pierwszej domówce!
Blondyn jedynie uśmiechnął się smutno, podnosząc na niego wzrok. – Właśnie tego ci zazdroszczę. — odparł. – Nie chodzisz na imprezy, nie udajesz że cię to kręci. Jesteś sobą.
Beta wpatrywał się przez chwilę w Jimmiego. Nagle coś go tknęło i podszedł do Omegi. Stojąc twarzą w twarz, mógł dostrzec małe szczegóły, jak zmarszczki, które pojawiały się, gdy Blondyn usilnie się nad czymś zastanawia. Pieprzyk pod okiem, ledwo widoczny - musisz się przyjrzeć żeby go zobaczyć. I te oczy. Normalnie dostrzegasz tylko, że są niebieskie, jednak gdy się przyjrzysz, zobaczysz lekko zielone pierścienie wokół niebieskie tafli.
– To ja zazdroszczę temu, który skradnie twoje serce. — szepnął kędzierzawy, kładąc dłoń na policzku Omegi.
– Może już ktoś je skradł. — odparł cicho Jimmie, po czym zrobił coś niesamowitego i zaskakującego.
Zainicjował pierwszy pocałunek z młodym Jorgensenem, który jakby kierowany instynktem, przejął kontrolę, zatracając się w chwili.
Po - można było pomyśleć - wieczności, chłopcy oderwali się od siebie, przykładając czoło do czoła. Próbując zapanować nad oddechem i szybko bijącym sercem, obaj spojrzeli sobie głęboko w oczy.
Nie musieli nic mówić. Wystarczyło spojrzenie.
Od tej pory, wszystko miało się zmienić.
***
Mathias nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Jimmie naprawdę odwzajemnia jego uczucia. No, przynajmniej 50%.
Omega powiedział, że musi jeszcze załatwić pewną delikatną sprawę związaną z kimś komu został obiecany. Beta nie rozumiał jak w tych czasach mogą istnieć rodziny, które aranżują swoim dzieciom małżeństwa. Uszanował to jednak i zgodził się poczekać. Był tak szczęśliwy, że nie obchodziło go kiedy ich relacje wejdą na wyższy poziom.
Idąc w stronę przystanku, dostrzegł przejeżdżające obok samochody należące do bogatych dzieciaków z jego szkoły. Słyszał gwizdy i wiwaty ze strony chłopaków z drożny. Coś do niego wołali, ale chłopak nie zwracał na nich uwagi. Mógł się domyślić, gdzie jadą. Nieopodal znajduje się prywatna plaża, należąca do rodziców Andrésa.
Gdy wchodził w uliczkę, jedno z aut zatrzymało się za nim. Był skołowany widząc wysiadającego Andrésa. Wyglądał, jak zwykle, nieziemsko. Pomimo kiepskiego oświetlenia, Mathias mógł dostrzec świetną posturę i markowe ciuchy Alfy.
– Kogóż moje oczy widzą. — mruknął lekko szatyn, mrużąc oczy. – Mój niedoszły rywal, jak sądzę?
Beta zmarszczył brwi, spoglądając na Alfę zdezorientowany. O co mu chodzi?
– Nie wiem czego się nawdychałeś Perez, ale chyba coś ci się pomyliło. — odparł kędzierzawy. Już chciał iść dalej, gdy Andrés wszedł mu drogę.
– Czy to nie ty obściskiwałeś się z Jimmim, jakieś piętnaście minut temu? — zapytał, unosząc kącik ust w szyderczym uśmiechu.
Zbity z tropu, chłopak wpatrywał się w Alfę z niedowierzaniem. – Skąd o tym wiesz?
Andrés prychnął arogancko. – Ktoś taki jak ja ma swoje sposoby. — odparł, unosząc brew. – Wiedziałem, że Jimmie nie jest zadowolony z naszych zaręczyn. Zresztą, mi też to nie leży. Ale żeby zaraz na Betę się rzucać? — Pokręciło głową w niedowierzaniu.
Mathias spuścił wzrok, czując narastającą złość. Jakim prawem ma czelność osądzać Jimmiego, gdy on sam nie jest lepszy? Krąży o nim wiele legend. Mówi się, że Perez ma gdzieś, kto, jak i kiedy. Ważne żeby zaliczyć.
– Nie twoja sprawa, Perez. — odparł kędzierzawy, podnosząc wzrok na Alfę. – To co jest między mną a Jimmim, nie dotyczy ciebie, ani nikogo innego, więc daruj sobie.
Już chciał odejść, gdy Andrés chwycił Mathias za rękę i popchnął na ścianę zaułka. Miał zamiar trochę postraszyć chłopak i zabarwić się kosztem Jimmiego. To jednak nie miało już znaczenia. Jakby grom z jasnego nieba, na chłopaków spadło uczucie nie do opisania. W tym momencie, obaj patrzyli sobie w oczy próbując ustalić co to za uczucie.
Nim się obejrzeli ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Beta znów poczuł swędzące mrowienie pod skórą, która teraz wydawała się być rozpalona do czerwoności. Młody Alfa zaś nie mógł uciec przed tym oszałamiająco pięknym zapachem, który nagle zaczął wydzielić kędzierzawy chłopak. Obaj byli rozpaleni niczym ognisko w letnią noc.
Mathias, dopiero po chwili, również zaczął wyczuwać feromony, które wydzielał Andrés. Natarczywe i niespokojne, nie dawały chłopakowi pomyśleć, nacierając na niego ze zdwojoną siłą.
Nie wiedzieli ile czasu minęło, nie zważali też na brak powietrza w płucach. Zatraceni w chwili, nie zwracali uwagi na otaczający ich świat.
Gdy ręką szatyna, nagle powędrowała w dół, kierując się w najbardziej intymne miejsce, Mathiasa jakby ktoś oblał kubłem zimnej wody. Nie myśląc o konsekwencji swoich czynów, uderzył Alfę z kolana w krocze.
Andrés z bólu, zwinął się w kłębek, dzięki czemu Beta mógł zwiać, tak szybko jak tylko się dało.
Szczęśliwym trafem, po dotarciu na przystanek, zdążył na autobus. Wsiadając do niego wciąż czuł te dziwne mrowienie i gorąco, które z każdą chwilą narastało.
Co się ze mną dzieje?!
Na szczęście w autobusie nie było nikogo, poza nim, więc mógł się trochę uspokoić.
***
Nagle wszystko działo się jakby w przyspieszonym tempie. Nie pamiętał jak wrócił do domu, ale gdy tylko wszedł do środka, zastał ojca w salonie.
Gdy pan Jorgensen zobaczył syna, w pierwszej chwili pomyślał, że ten się upił. Już chciał go zrugać, gdy zorientował się, że to nie przez alkohol Mathias wyglądała, tak jak wyglądał.
– O mój bierze. — szepnął zdumiony mężczyzna, od razu zabierając syna do pokoju, po czym zadzwonił do żony, informując o tym co się działo z ich dzieckiem.
– Jesteś pewny? — zapytała zdenerwowana pani Jorgensen.
– Tak, kochanie. — odparł mężczyzna. – Nasz syn przechodzi pierwszą, w swoim życiu, Ruję.
Parę godzin później, Mathias ocknął się z amoku w jakim był przed chwilą. Czuł się jak gówno. Pot lał się z niego strumieniami. Zdał sobie sprawę, że jest w szpitalu. Czuł sterylny zapach i widział białe ściany wokół. Wziąć nie wiedział o czym mówią jego rodzice, ale domyślał się, że chodzi o niego.
– Teraz nic już nie zrobimy, pani Jorgensen. — powiedział lekarz. – Będziemy monitorować jego stan, ale najlepiej byłoby znaleźć Alfę, która wywoł-... — nim mógł dokończyć, tata Mathiasa wszedł mu w słowo. – Oszalał pan?! Ona ma 16 lat, w dodatku to jego pierwsza Ruja!
Mama chłopaka położyła dłoń na ramieniu starszej Omegi, próbując go uspokoić. – Kochanie, nie krzycz. Pan doktor nie miał nic złego na myśli.
Gerard strzepnął jej rękę z ramienia, aż buchając złością. – Nie próbuj mnie uspokajać! — słynął w jej stronę. – Wiesz przez co teraz będzie musiał przejść?! J-a nie mogę…
Słysząc płacz taty, Mathias chciał wstać i powiedzieć mu żeby się nie martwił. Nie był jednak w stanie ruszyć nawet palcem. Nagle, zmęczenie wzięło nad nim górę. Nim się obejrzał, już spał.
***
Andrés wciąż myślał o tym co się stało. Właśnie znalazł bratnią duszę. Nie tylko znalazł bratnią duszę, ale prawdopodobnie sprawił, że Beta stała się Omegą. Omegą stworzoną specjalnie dla niego. Nietkniętą, niewinną i po uszy zakochaną w innej Omedze. Choć podniecenie ustało, wciąż czuł na sobie świeży zapach Mathias. Nie mógł wyzbyć się jego feromonów z nozdrzy. Jakby nadal tutaj był.
Dlaczego akurat teraz? Dlaczego on? A co najważniejsze, jak do cholery ma rozdzielać go z Jimmim?
– Hym. — mruknął pod nosem, zaciągając się dymem z papierosa. – Będzie ciekawie.
Rozdzielenie Mathiasa i Jimmiego nie powinno być takie trudne. Już widział rozwiązanie, jak na wyciągnięcie ręki. Na tą myśl, szatyn uśmiechnął się złośliwie.
Rzucając niedopałek na ziemię, wsiadł do samochodu, odpalając silnik. – Będziesz mój, kędziorku. — mówiąc to ruszył w drogę, nie bacząc na przepisy drogowe.
Comments (0)
See all