Grudniowe imprezy mają jedną niepisaną zasadę — następnego dnia trzeba udać się na zakupy przedświąteczne. Choć o tej zasadzie słyszę po raz pierwszy, to Kamil stanowczo upierał się, że jest ona prawdziwa. Jak więc przystało na tę *bardzo prawdziwą* tradycję, następnego dnia chłopak z rodzicami pojechali na zakupy do poznańskiej galerii handlowej. A że świąteczne zakupy mogą trochę zająć — zwłaszcza na kacu — więc rodzina postanowiła zostać na noc u krewnych w Poznaniu. Do domu wrócili dopiero w niedzielę wieczorem.
W poniedziałek Kamil z niechęcią udał się do szkoły. Kto lubi chodzić do szkoły, zwłaszcza po takiej imprezie? Niestety chłopak musiał tam pójść — nie chciał przecież przegapić swojego pierwszego dnia. Dodatkowo nie pomagał fakt, że do tej pory słyszał same okropne rzeczy o tym budynku.
Kiedy dotarł na miejsce, wszystkie plotki się potwierdziły. To było to najgorsze liceum, jakie widział chłopak — a zresztą nie tylko on. Reklamą tej szkoły równie dobrze mogłoby być hasło „Gorzej niż w grobie”.
- Przepiękna… — powiedział Grzegorz, wpatrując się z podziwem na wejście.
- Taa… ma w sobie to coś… — odpowiedział zdezorientowany Kamil, nie chcąc podważać opinii kolegi.
- Żartuje przecież. Przecież widać, że ona jest okropna. Chcesz, żebym cię oprowadził? — zaproponował podekscytowany Grzegorz.
- A mam jakieś wyjście?
- Jak nie chcesz, to nie. Twoja strata.
- Jeśli ta szkoła wygląda tak samo od środka, jak od zewnątrz, to wątpię, żebym przeżył do końca tej wycieczki.
- Spokojnie, w środku nie jest tak źle — przerwał na chwilę chłopak, po czym kontynuował lekko smutnym głosem — Jest jeszcze gorzej… — nagle wrócił do pełni energii i entuzjazmu — To co? Idziemy?
- Dobra, pokaż mi ten dom strachów.
Zwiedzanie trwało… i trwało… i trwało. Okazało się, że szkoła jest znacznie większa, niż się wydawało. Nagle doszli do starych, drewnianych schodów prowadzących na wyższe piętro.
- Tutaj jest jeszcze strych. Nikt tam nigdy nie wchodzi, bo nie ma po co. No i krąży legenda, że na tym strychu straszą duchy, czy inne stwory. Ja w to nie wierzę, ale i tak się tam nie zapuszczam. Jest jeszcze piwnica, ale nie wolno nam tam wchodzić. Zresztą chyba nikt nie wie, gdzie ona jest.
- Brzmi ciekawie… i mrocznie. Może… — nagle zadzwonił donośny dźwięk dzwonka i światło zgasło na krótką chwilę. — Co się stało? — zapytał zdezorientowany Kamil.
- A... no tak. Nasze światło… czasem lubi się psuć. Kilka razy mieliśmy lekcje bez żadnych świateł i do świecenia używaliśmy latarek. Była niezła zabawa. Czasami potrafi być tu dość ciemno. Zwłaszcza na korytarzach. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale tu prawie w ogóle nie ma okien… Dobra, chodźmy na lekcję.
Podczas zajęć działo się jeszcze wiele dziwnych rzeczy, a w tle słychać było niepokojące dźwięki, co tylko pogłębiało ciekawość Kamila co do szkolnej legendy o zjawach.
- Pójdziesz ze mną na strych? — zapytał chłopak po zakończeniu zajęć.
- Oszalałeś stary?! Przecież tam straszy! To znaczy… inni mówią, że tam jest strasznie.
- Podobno w to nie wierzysz.
- Bo nie wierzę. Po prostu… tam jest brudno i nie chce sobie ubrudzić rzeczy… i kurz tam jest… tak to przez kurz…
- Boisz się i tyle.
- Wcale się nie boję!
- Skoro się nie boisz, to pójdziesz ze mną na strych.
- Zgoda!
Chłopcy razem poszli w stronę wejścia na szkolne poddasze. Zaczęli wchodzić po schodach. Z każdym krokiem było słychać skrzypienie drewna, które uginało się pod ich stopami. Po dotarciu do drzwi powoli je otworzyli. To, co zobaczyli w środku, zszokowało ich. Mimo że było tam brudno, wyglądało to lepiej niż reszta szkoły.
Ostrożnie weszli dalej. Grzegorz chował się za plecami Kamila. Kiedy doszli do drugiej części pokoju, która była oddzielona ścianą i otworem na drzwi, ale bez drzwi, spojrzeli się w prawo i ujrzeli straszną zjawę w długim płaszczu i kapturze. Nie było widać jej twarzy. Miała ona około dwóch metrów wysokości, cała była pokryta czerwoną cieczą i trzymała w ręku ostry, stalowy nóż.
Chłopcy szybko wybiegli ze strychu, a następnie ze szkoły. Po przebiegnięciu jeszcze kawałka zatrzymali się, próbując złapać oddech.
- Powinniśmy powiedzieć komuś o tym! — powiedział stanowczym głosem Grzegorz.
- Nie ma szans! To ja odkryłem to coś i nie pozwolę, by ktoś inny się tym chwalił. Złapiemy to, nieważne czy jest człowiekiem, czy jakimś duchem z niepewną przeszłością.
- Oszalałeś! Powinniśmy zgłosić to na policje i…
- Nikt nie będzie niczego zgłaszał. Nie dam sobie odebrać chwały.
- Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego!
- Już nie masz wyboru.
- Niby czemu?
- Bo… bo ja cię o to proszę…
- I to niby ma wystarczyć, żebym poszedł walczyć z potencjalnym mordercą?
- Nie wiemy, czy to morderca!
- Był cały we krwi i trzymał nóż.
- A może po prostu kroił pomidory i prysnęły one na niego.
- Z kim ja się zadaję… spróbuję ci pomóc, ale jeśli zacznie robić się gorąco, to będę uciekać jako pierwszy. Możesz być tego pewien.
- Czas zgładzić potwora!
- Za dużo oglądasz filmów. Albo za dużo grasz w gry. Bo to nie jest normalne.
- A kiedy w końcu nam się to uda, będziemy bohaterami!...
Tutaj przerwę tę jakże niezwykłą i niepokojącą przemowę, bo nasz Kamilek trochę odleciał.
Po niedługim czasie przyjaciele wrócili do swoich domów. Kamil próbował zasnąć, ale dręczył go kryzys tożsamości. Wszystko, co powiedział, zrobił, żeby oderwać się od ogarniającego go strachu. Starał się ukryć przerażenie pod swoim humorem i odwagą, nie wiedząc nawet, że to, co czuł, będzie mu towarzyszyć jeszcze przez długi czas…

Comments (0)
See all