Kolejne dni były szczególnie trudne dla Kamila. Czuł, jakby jego ciało było ciężkie jak stal. Jego myśli ciągle krążyły wokół jednej osoby — Grzegorza. Nie chciał on nic jeść ani wychodził z pokoju. Jego wzrok był pozbawiony życia, a na jego twarzy było widać jego wewnętrzny ból. Nie myślał o niczym, tylko o tym, że stracił kolejnego przyjaciela. Kiedy inni próbowali nim rozmawiać, ten odpowiadał jedynie krótkimi słowami, albo w ogóle nic nie mówił. Dusił swój ból w sobie i nie chciał go przekładać na kogokolwiek innego. Nocami, jeżeli udało mu się w ogóle zasnąć, dręczyły go koszmary. Dni mijały jeden po drugim. W końcu dyrekcja szkoły oficjalnie potwierdziła najgorsze — ciało znalezione w piwnicy rzeczywiście było Grzegorza. Poinformowali oni również, że zajęcia w szkole będą chwilowo zawieszone. To tylko pogłębiło wewnętrzny kryzys Kamila.
Równo tydzień po wybuchu w szkole, który zakończył się tragicznie, Miłosz został wypisany ze szpitala. Nie był on jeszcze w pełni sił i nadal miał nogę w gipsie, ale przynajmniej mógł już sam zająć się sobą.
Była to dobra okazja, żeby zwołać spotkanie całej grupy. Wykorzystał to Bartek, który przejął inicjatywę. Zaprosił wszystkich do Kamila, aby uzgodnić dalsze plany. Kiedy wszyscy byli już na miejscu, Kamil nadal był mocno przygnębiony, choć było widać lekką poprawę w jego samopoczuciu. Widok Miłosza poprawił mu trochę humor. Po tym, co się ostatnio wydarzyło, miał wrażenie, że i ten może nie przeżyć.
KAMIL:
- Jak się czujesz? — powiedział, zwracając się do Miłosza.
MIŁOSZ:
- Nie jest to jakaś wymarzona sytuacja, ale jakoś daję radę. A jak z tobą?
KAMIL:
- Nie chce o tym gadać.
MIŁOSZ:
- W takim razie nie będę naciskał…
MAGDA:
- Wiesz, że zawsze możesz z nami pogadać, jeśli tylko chcesz? Nie będziemy cię oceniać ani nic. Chcemy tylko pomóc.
KAMIL:
- Wiem… ale nie chce o tym gadać… jeszcze nie.
WOJTEK:
- Robimy coś dalej z naszym „śledztwem”?
KAMIL:
- Czy to w ogóle ma jakiś sens?
BARTEK:
- Oni zarżnęli twoich kumpli i pewnie nie zaprzestaną na nich. Jeśli ich nie powstrzymamy, będzie tylko gorzej.
KAMIL:
- Powinniśmy to zgłosić gdzieś. I tak nie damy rady sami ich pokonać.
BARTEK:
- Nie doceniasz naszej ekipy. Dopóki będziemy trzymać się razem, uda nam się to.
KAMIL:
- Ale czy…
BARTEK:
- Nie chcesz się zemścić?
KAMIL:
- Chcę… bardzo chcę.
BARTEK:
- A więc dorwijmy tych skurwieli.
KAMIL:
- Dobra, zgoda.
Kamil nadal był przybity, choć myśl o zemście podtrzymywała go na duchu i szczególnie mocno motywowała do działania. Znajomi ustalili, że w pierwszej kolejności poproszą Anię, znajomą ze szkoły, o pomoc w dostaniu się do pokoju w hotelu, do którego kierował tajemniczy kamień.
Przekonanie Ani do pomocy nie było zbyt trudne. Była ona bowiem zakochana od dawna w Wojtku. Oczywiste więc było, że zgodziła się na wszystko, o co ją poprosił.
Plan był prosty — Ania miała wejść do pomieszczenia służbowego i wziąć klucze do wyznaczonego pokoju. Co mogłoby pójść nie tak podczas takiego łatwego planu? No właśnie. Wszystko wyszło idealnie. Cała ekipa bez problemu dostała się do wskazanego mieszkania.
Kiedy weszli do środka, zobaczyli tablicę korkową na środku pokoju. Były na niej zdjęcia wszystkich osób z ekipy oraz jakieś niezrozumiałe zapiski. Zdjęcia Adama i Grzegorza były przekreślone grubym, ostro czerwonym kolorem. Kamil wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie tablicy. Po chwili do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna z bronią w ręce.
PIOTR:
- Uff, to tylko wy — powiedział wyraźnie zmęczony i zestresowany mężczyzna.
MAGDA:
- Co ty tutaj robisz?!
PIOTR:
- Wiedziałem, że końcu będziemy musieli pogadać. Witajcie w moim skromnym mieszkanku.
KAMIL:
- Chwila, czy to nie jest przypadkiem twój brat? — zapytał, zwracając się do Magdy.
MAGDA:
- Tak, to jest mój debilny starszy brat, który dalej nie odpowiedział mi na pytanie.
PIOTR:
- Cóż… a więc sytuacja jest trochę skomplikowana. Wplątaliście się w niezłe gówno.
WOJTEK:
- Co masz na myśli?
PIOTR:
- Cóż, kiedyś pracowałem dla jednej bardzo groźnej meksykańskiej mafii. Byłem ich głównym agentem w Polsce, ale zorientowałem się, że to nie było to, czego chciałem od życia. Chciałem się wykręcić z pracowania dla nich, więc podczas jednej z misji, podczas której miałem schwytać jakiegoś dłużnika, sfingowałem swoje zaginięcie. I wszystko było dobrze. Pojawiałem się czasami u rodziców czy w innych miejscach, ale nikt się chyba nie zorientował, bo nie było żadnych problemów. Do momentu, kiedy pojawiliście się wy. Zaczęliście grzebać w starych sprawach i wzbudziło to jej zainteresowanie. Ja zaszyłem się tutaj i nie odwiedzałem nikogo z rodziny, aby ich nie narażać. Ona jest gdzieś blisko, a nam wszystkich grozi poważne niebezpieczeństwo. Musimy…
KAMIL:
- Czekaj, czekaj… jakiej „jej”?
PIOTR:
- Tą mafią, o której wam mówiłem, rządzi rodzeństwo. Brata nikt nigdy nie widział, więc nie jestem w sumie nawet pewien czy istnieje, ale siostra… ona jest popieprzona i bezlitosna. Jak ona nas znajdzie wszyscy zginiemy. Nie wiem, jak mnie tu znaleźliście, ale musicie już iść.
MAGDA:
- Chwila, chwila. Czyli to nie ty podrzuciłeś nam ten kamień?
PIOTR:
- Jaki kamień?
W tej chwili w drzwiach pojawia się Matylda. Ubrana cała na czarno z jakimś pilotem w ręku. Uśmiechała się tak szeroko, aż wszystkich to przeraziło. Taki uśmiech, zwłaszcza na takiej osobie był zdecydowanie rzadkim widokiem.
PIOTR:
- Znalazła nas…
KAMIL:
- Ale, że ona?
PIOTR:
- To jest ta siostra. Mamy przerąbane.
MATYLDA:
- Tak chcecie się bawić? Więc czas na zabawę!
WOJTEK:
- Dlaczego?
MATYLDA:
- Bo nie cierpię tego świata. Nikt mnie tutaj nie rozumie. Muszę was tylko przyprowadzić prosto do mojego małego braciszka. On się wami już zajmie. Obiecał mi, że uczyni ten świat lepszym miejscem dla mnie. Kiedy to się skończy, w końcu zapanują lepsze czasy. A was już nareszcie nie będzie.
W tym momencie dziewczyna kliknęła przycisk na pilocie, który trzymała w ręku i w mgnieniu oka wszystko stanęło w ogniu. Całe pomieszczenie, a nawet cały budynek teraz płonęły. Matylda znikała w dymie.

Comments (0)
See all