Kolejnego dnia z samego rana Kamila obudził dzwonek telefonu.
MAGDA (przez telefon):
- Przyjdź jak najszybciej do mnie! Piotr wrócił!
KAMIL:
- Ale, że teraz?
MAGDA:
- Tak teraz!
KAMIL:
- Dobra, już idę.
Chłopak zabrał Bartka i razem poszli do domu dziewczyny gdzie zastali ją razem z Piotrem i Anią czekających na nich.
MAGDA:
- Ile można czekać?! Dobra, nieważne. Zobaczcie to.
Dziewczyna pokazała im jakieś świecące na niebiesko urządzenie o dziwnym kształcie.
KAMIL:
- Co to?
PIOTR:
- Pułapka grawitacyjna. W zasadzie to cacko potrafi całkowicie unieruchomić kogoś.
KAMIL:
- I jak to niby działa?
PIOTR:
- I tutaj zaczyna się robić ciekawie. To jest magia!
KAMIL:
- Ja mówię na serio. Nie żartujcie sobie w takiej chwili — powiedział, odruchowo kręcąc głową, zakładając ręce na siebie, tak jakby całe jego ciało odrzuciło tę informację. Mimo że dzień wcześniej doświadczył czegoś, co wyglądało na jakieś czary, on ciągle nie przyjmował tego do wiadomości.
PIOTR:
- Ja też mówię na serio! Udało mi się dowiedzieć, że tą tajną bronią mafii jest magia. A konkretniej magiczne kryształy. Takie jak ten wewnątrz tej maszyny.
KAMIL:
- Chcesz mi powiedzieć, że istnieją jakieś magiczne kryształki, które pozwalają na używanie magi — jego źrenice rozszerzyły się z niedowierzania.
PIOTR:
- Dokładnie! Nie wiem, skąd oni je wzięli, ale wiem, że są takie tylko trzy. Udało mi się ukraść jeden razem z naszą nową bronią. Wiesz, jak trudno było to zdobyć? To było istne piekło. Ledwo udało mi się ujść z życiem, ale na szczęście mam doskonałe doświadczenie w uciekaniu.
KAMIL:
- Powiedzmy, że ci wierzę. Co teraz? Czyli chcesz użyć pułapki grawitacyjnej o nieznanych właściwościach ani pochodzeniu, która de facto jest ich własną bronią, przeciwko im samym?
PIOTR:
- Dokładnie! Taki jest plan. Tyle że musimy działać szybko. Oni mają nadal dwa kryształy. Podobno jak połączy się wszystkie trzy z nich, otworzy się jakaś magiczna brama czy coś takiego. Przynajmniej tyle się dowiedziałem.
KAMIL:
- I niby jak mamy tego czegoś użyć?
PIOTR:
- Skontaktujemy się z Matyldą. Powiemy, że chcemy się spotkać.
KAMIL:
- I ona niby się zgodzi na to?
PIOTR:
- Na sto procent. Ona już taka jest. Lubi się bawić innymi i będzie uważać to za idealną okazję do pokazania swojej wyższości. Oczywiście weźmie ona ze sobą jakichś członków mafii na wszelki wypadek, ale nie będzie wiedziała, że my mamy broń. Unieruchomimy ją, jaki całą resztę typków z mafii i wyciągniemy od nich informacje o tym, gdzie są pozostałe kryształy.
KAMIL:
- Można spróbować. W końcu gorzej już nie będzie.
PIOTR:
- Dobra, ma ktoś jakiś kontakt z nią?
MAGDA:
- Wojtek powinien mieć.
PIOTR:
- No właśnie, gdzie on jest?
MAGDA:
- Nie wiem, nie odbiera w ogóle telefonu ode mnie.
KAMIL:
- Wojtek… — wyjąkał z głębokim smutkiem w głosie, patrząc się lekko na Bartka.
BARTEK:
- Wojtek nie żyje — powiedział spokojnym głosem, spuszczając głowę lekko w dół.
MAGDA:
- Ale, że jak… co się stało… — powiedziała z niedowierzaniem, kiedy do jej oczu zaczęły napływać łzy.
KAMIL:
- On…
PIOTR:
- Kolejny?! Zdecydowanie trzeba się pospieszyć. Współczuję wam, ale koniec gadania, trzeba działać. Musimy spróbować ich powstrzymać, zanim zginie kolejna osoba.
BARTEK:
- Właściwie to ja chyba mam jej numer. Udało mi się go zdobyć podczas tej imprezy dla Oliwi.
KAMIL:
- Dobra, to dzwoń.
Bartek znalazł na telefonie numer do dziewczyny i kliknął „Połącz”. Chwilę później ta odebrała.
MATYLDA (przez telefon):
- Ciekawe… Dzwonicie, a więc zapewne chcecie się dogadać. A więc słucham. Co proponujecie?
BARTEK:
- Chcemy się spotkać i pogadać.
MATYLDA:
- Zgoda. Możecie przyjść na plac Mostowy dziś równo o północy. Nie spóźnijcie się. Nie lubię czekać na swoje ofiary.
BARTEK:
- Będziemy na czas.
Zgodnie z obietnicą wszyscy jeszcze żywi członkowie tego jakże uroczego zespołu, czyli Kamil, Magda, Piotr, Ania i Bartek przyszli na największy plac w mieście w samym środku nocy.
Na miejscu czekała Matylda i Oliwia z całą zgrają agentów uzbrojonych po zęby. Na środku placu stała olbrzymia maszyna. W centralnym punkcje miała kręcącą się komorę, wewnątrz której były dwa świecące obiekty oraz wolna przestrzeń tak jakby na jeszcze jeden taki obiekt. Maszyna wyglądała, jakby nie była nowym wynalazkiem. Była cała porysowana, obrośnięta mchem i miała miejscami wyłamane części czy wgniecenia. Materiał, z którego była zrobiona, nie wyglądał, jakby pochodził z ziemi. Było to coś chropowatego i szorstkiego, a jednocześnie błyszczącego, trudnego do opisania w prostych słowach. Jego chropowata tekstura powinna pochłaniać światło, a jednak odbijał je z niespodziewanym, wręcz plastikowym połyskiem.
Kamil szybko się zorientował, że świecące przedmioty wewnątrz maszyny to pozostałe dwa magiczne kamienie, a pozostałe miejsce jest na kamień, który aktualnie mają oni ze sobą.
Piotr, widząc Matyldę, bez chwili wahania wystrzelił z ich broni grawitacyjnej i trafił nią w Oliwię, która teraz nie mogła się ruszyć. W tym samym momencie, kiedy Piotr użył broni, aktywował on kryształ. Ten z kolei po aktywowaniu najwyraźniej wykrył obecność swoich „braci” i natychmiast rozsadził urządzenie w rękach Piotra, co zostawiło poparzenie na jego dłoniach oraz poleciał z niesamowitą prędkością do wolnego miejsca w tym dużym urządzeniu. Kiedy ta maszyna zyskała ostatni kamień, środkowa komora z kryształami zamknęła się, a całość zaczęła kręcić się jeszcze szybciej. Nagle ze szczytu urządzenia wystrzelił srebrzysto biały promień w kierunku nieba.
MATYLDA:
- Bardzo dziękuję wam za tą dobrą zabawę. Teraz z kolei nastał najwyższy czas na zmianę tego nędznego świata w coś lepszego.
PIOTR:
- Czemu się nie udało? Przecież wszystko zrobiłem dobrze.
KAMIL:
- Co… co się stało?
MATYLDA:
- Wiesz naprawdę mało mój zajebiście upierdliwy Kamilku. Mimo to podziwiam, że nie odpuściłeś. Dałeś się ładnie zmanipulować aż do samego końca. Robiłeś wszystko dokładnie tak, jak on chciał i nawet nie byłeś tego świadomy. Trochę to urocze, a jednocześnie żałosne.
KAMIL:
- Kto?! Jak?! — wykrztusił z niedowierzaniem, nie wiedząc, co miał powiedzieć.
BARTEK:
- No bo widzisz. Kiedy ty myślałeś tylko o pomszczeniu przyjaciół, prawdziwa gra działa się gdzie indziej i o wiele większy cel — powiedział, wychodząc do przodu i stając obok Matyldy.
KAMIL:
- Co? Ale… — jego serce zamarło. Był w szoku.
BARTEK:
- Widzisz, ludzie nazywają mnie „Królem” nie bez powodu. Tak jak dobry władca, to ja rozdaję karty i to ja decyduję, kto przeżyje.
KAMIL:
- Że co kurwa? Chcesz nam powiedzieć, że to ty stoisz za tym wszystkim? — chłopak czuł przepełniającą go złość i obrzydzenie do tego gościa, którego jeszcze niedawno nazywał „przyjacielem”. Właśnie się zorientował, jak bardzo został przez niego wykorzystany.
BARTEK:
- Zdziwiony? Nic dziwnego, nigdy nie byłeś jakoś szczególnie inteligentny.
KAMIL:
- Ty chuju! Nie obrażaj mnie!
BARTEK:
- Bo co mi niby zrobisz? Rzucisz się na mnie jak na Matyldę? Żałosne.
KAMIL:
- Czyli to wszystko było kłamstwem? Ja spałem w domu seryjnego mordercy. Jak… Czemu…
BARTEK:
- Od razu seryjnego mordercy. Po prostu chce wszystkiego, co najlepsze dla mojej siostry. Nie zrozumiesz tego. Zawsze byłeś za bardzo zaślepiony swoim własnym ego.
MAGDA:
- Czekaj, czyli ty i Matylda jesteście rodzeństwem.
BARTEK:
- No nareszcie ktoś odrobinę bardziej inteligentny od tego debila.
MAGDA:
- Dlaczego wy to robicie?
BARTEK:
- Już byś chciała wiedzieć, co? Po co ci ta wiedza. Przecież i tak za chwile zginiesz.
MATYLDA:
- Ja bym jej powiedziała. Będzie ciekawie.
BARTEK:
- Po co marnować nasz czas na ich głupie pytania?
MATYLDA:
- Skoro i tak zginą, chce przynajmniej widzieć te wyrazy na ich twarzach. Tą ich rozpacz i dezorientację.
BARTEK:
- Dobra, zgoda. Byle szybko.
MATYLDA:
- No więc, skoro chcecie wiedzieć, my…

Comments (0)
See all