Rozdział 1
„Nie taki diabeł straszny”
{Targ w portowym mieście Jura.}
UMBRA
Karhu, wysłuchaj mnie.
Muszę ponieść nasze sprawunki.
Odłożę cię teraz na ziemię.
Ale na miłość bogów dziecko – nie zgub się ponownie.
KARHU
Dobrze, papo!
Obserwuje uważnie buty Umbry.
Czarne buty papy.
Mam was na oku, buty.
Tym razem… n...ie…
A PSIK!
Karhu rozprasza się, a w międzyczasie Umbra się oddala.
Ugh…
Obok przebiega nieznajomy w podobnych butach.
Och! Czarne buty!? (bierze nieznajomego za swojego tatę.)
Papo, czekaj!
Papo! Ja nie chcę się zgubić! (biegnie za nieznajomym.)
UMBRA
Karhu? Czy ty coś do mnie
Umbra nie dostrzega nigdzie Karhu.
Karhu?
Karhu?!
Umbra zamiera.
Och nie…
KARHU
Papo, czekaj!
Dlaczego biegni…
Karhu wpada na nieznajomego, którego gonił.
UGH!
NIEZNAJOMY
Co ty robisz, mały?
Odczep się ode mnie.
KARHU
Ale…
NIEZNAJOMY
ZMIATAJ!
Karhu ucieka przestraszony.
Gówniarz…
Karhu wbiega w uliczkę.
Przywiera plecami do ściany i głośno dyszy.
{Widok na Karhu w ciemnej uliczce.}
W mroku czai się ledwo widoczna postać i obserwuje chłopca.
KARHU Huh? Karhu zauważa ruch kątem oka, zerka w jego stronę. ..Halo? Karhu podchodzi do skrzyni, w której leży martwa ryba. Nagle kamień uderza w bruk za Karhu, chłopiec się przestrasza. K-kto tu jest?! Halo…? …
Zza Karhu wyłania się postać, która zakrada się do chłopca.
ROBERTAS
Bu. (w ucho Karhu.)
KARHU
AAAAAAAAAAA!!! (krzyk na tle budynków.)
ROBERTAS
MUAHAHAHA!
Ahohohoo…Hohoo…
Aaaach… cholera, to mi wyszło...
Robertas zerka na Karhu i mina mu rzednie.
ROBERTAS
...Oj
KARHU
UAAAAAAAAAA!
ROBERTAS
Tej no weź, to wcale nie było takie straszne!
Karhu nie przestaje płakać, a Robertas zaczyna mieć wyrzuty sumienia.
Mały, jak nie przestaniesz beczeć…
Robertas sięga do kieszeni.
To dostaniesz kuksa!
Robertas zamachuje się.
KARHU
Hmpf. (kuli się.)
ROBERTAS
...Choć idę o zakład, że to byś wolał dostać.
Robertas wyciąga dłoń z cukierkiem.
Cukierek Zwędzarek.
Karhu przez moment przygląda mu się zagubiony.
Robertas potrząsa dłonią, więc Karhu w końcu bierze cukierek.
KARHU
Z-zwędzarek?
Bo jest… wędzony?
ROBERTAS Bo go zwędziłem. Ze straganu.
Karhu bierze cukierka do buzi i krzywi się.
KARHU
…
Włos.
ROBERTAS
To nie tak źle.
Żebyś ty wiedział co ja miałem w kieszeniach.
Na razie młody.
Robertas chce odejść, ale Karhu łapie go za ramię.
KARHU
Czekaj!
Zgubiłem się! Proszę, pomóż mi znaleźć mojego papę!
Robertas brutalnie odpycha od siebie Karhu.
ROBERTAS
Gówno mnie to obchodzi!
Ty się zgubiłeś, to się teraz znajduj!
KARHU
Proszę, nie chcę zostać sam!
Proszę…
Proszę…
Boję się…
Poirytowany Robertas pociera twarz.
ROBERTAS
Nghh…
...Gdzie go ostatnio widziałeś? Tego… Papę?
KARHU
N-n… Na targu. Przyszliśmy do miasta zrobić zakupy.
ROBERTAS
To w sumie nie jest daleko…
No dobra. Zaprowadzę cię na targ.
Ale dość już mazgajenia się, dudlania, a i chlipanie też jest zakazane.
Jasne?
KARHU
[ J-jasne. ]
{Widok na fragmenty miasta.}
Karhu drepcze za Robertasem.
Karhu idzie niepewnie, Robertas go onieśmiela.
ROBERTAS
Nie jesteś stąd.
KARHU
Huh?
ROBERTAS
No bo powiedziałeś, że przyszliście do miasta.
Znaczy, że ty tu nie mieszkasz?
KARHU
M-m! (ucieszony, że Robertas zaczął rozmowę.)
Mieszkam z papą w takim domku przy lesie.
Ma czerwony dach i obok są gsz-grządki, takie z warzywami.
ROBERTAS
Ja słyszałem, że w lesie są duchy.
KARHU
DUCHY?!
...To dziwne. Nie wiedziałem żadnego.
ROBERTAS
Pfffff…
KARHU
Tam są tylko wielgaśne drzewa!
Lubię się na nie wspinać, bo mogę wtedy zbierać szyszki.
Mam ich całkiem dużo. Szyszek znaczy.
Mam też parę nieżywych ważek, ale one są już wysuszone,
więc nie śmierdzą.
I parę kamieni. Jeden jest niebieski i ma na czubku czarną kropkę.
Papa powiedział, że zrobi mi takie specjalne skrzynki, żebym mógł w nich wszystko trzymać…
ROBERTAS
Te! Od takiego paplania jęzor czernieje!
Karhu zerka na swój język, który wcale nie stał się czarny. (podejrzane.)
KARHU
...Jakbyś do nas przyszedł, to bym to wszystko pokazał. Mogę ci nawet oddać jedną ważkę, jeśli chcesz.
ROBERTAS
Nie chcę żadnej twojej zasranej ważk-
Robertas doznaje olśnienia.
Świetny pomysł!
Chodźmy tam jak tylko znajdziemy twojego… papę.
KARHU
Jej!
A pobawimy się potem? Zapytam papę czy puści nas do lasu!
ROBERTAS
O tak. Będziemy się bawić.
Caluuuśki dzień!
[ I jeszcze dłużej. ]
[ Jak najdłużej. ]
{Widok na targ z góry.}
Głos Umbry z oddali.
UMBRA
Przepraszam najmocniej, czy nie widział pan może…
NIEZNAJOMY
Pan da mi spokój. (w oddali.)
Umbra podchodzi do starszej pani.
UMBRA
Czy…
Przepraszam… proszę pani!
Przepraszam, czy nie widziała pani dziecka? Pięcioletni chłopiec, brunatne włosy. Miał na sobie…
Umbra kładzie dłoń na ramieniu ignorującej go kobiety.
Proszę pani!
KOBIETA
Ręce przy sobie! (obrusza się.)
UMBRA
Pani wybaczy, ja jedynie…
Kobieta zatrzaskuje za sobą drzwi.
Umbra siada na schodach, podpiera głowę na rękach.
Ach bogowie, to na nic…
Ja odnaleźć taką drobinkę w labiryncie budynków.
Chyba potrzeba cudu, aby…
KARHU
Papo! (z oddali.)
Umbra biegnie za głosem Karhu.
Papo!
Umbra zauważa Karhu.
UMBRA
Karhu!
Karhu zauważa Umbrę.
KARHU
Papa… (ze łzami w oczach.)
Przepraaaszaam! (płacząc.)
UMBRA
Już dobrze dzieciątko, nie płacz.
Najważniejsze, że nic ci się…
Umbra zauważa, że Karhu ma podbite oko.
Karhu, twoje oko!
Któż ci to…
Umbra dostrzega Robertasa.
...Zrobił.
Karhu chwyta Umbrę za policzki.
KARHU
To ja sam, papo. Wpadłem na kogoś.
Zgubiłbym się na śmierć, ale…
On mi pomógł. (wskazuje na Robertasa.)
UMBRA
Rozumiem.
Zasłużyłeś na mą wdzięczność chłopcze. (łypie na Robertasa.)
ROBERTAS
W sumie to nic-
UMBRA
Chodź, Karhu.
Słońce coraz niżej, czas wracać do domu.
KARHU
Papo, czekaj!
Karhu łapie Umbrę za rękę.
Czy…
Czy on mógłby pójść z nami?
UMBRA
...Słucham?
KARHU
Chciałem pokazać mu ważki.
UMBRA
Karhu, nie możesz spraszać do domu obcych ludzi.
Ile razy mam cię prosić, abyś był ostrożniejszy? (szeptem.)
KARHU
Ale ja obiecałem!
UMBRA
Dość tego.
Nie ma mowy, żeby ten młody człowiek-
ROBERTAS
Ach, cholibka!
Już wszystko zamykają?
A nie zdążyłem kupić sobie nic do jedzenia.
No cóż, czasem tak już jest, że nie zdążysz zrobić zakupów, bo ktoś gubi swojego syna w mieście i musisz go odprowadzić.
Mam nadzieję, że mój żołądek trawi wyrazy wdzięczności. (niby do siebie, ale głośno, tak żeby Umbra słyszał.)
Umbra jest widocznie poirytowany, przez moment milczy.
KARHU
...Pap-
UMBRA
Daj mi chwilę.
Umbra zbliża się do Robertasa.
Nazywam się Umbra.
A twoja godność młodzieńcze?
ROBERTAS
Robertas…
Proszę pana.
UMBRA
To pytanie odnosi się do nazwiska, nie imienia.
ROBERTAS
A. Moje nazwisko…
Tooo…
Robertas zauważa V na jakiejś skrzyni.
V…eliii...khaa…
UMBRA
Proszę?
ROBERTAS
Velika. Nazywam się Velika.
UMBRA
W ramach podzięki, pragnę zaprosić cię na posiłek. Oczywiście w pełni zrozumiem, jeśli nie chcesz-
ROBERTAS
TAK! (doskakuje do Umbry.)
...Proszę pana. (cofa się.)
Umbra bierze Karhu na ręce.
UMBRA
Podążaj za nami.(do Robertasa)
Karhu macha do Robertasa, a ten mu odmachuje.
Wszyscy oddalają się.
Koniec rozdziału 1
Comments (1)
See all