Od ponad roku mam tę samą pracę, widuję wciąż tych samych ludzi. Nigdy żadne z nich nie wywołało we mnie żadnych uczuć - ani pozytywnych ani negatywnych.
Od wielu lat jestem w związku z jednym mężczyzną. Uwielbiam poczucie bezpieczeństwa jakie mi zapewnia. Mamy dwójkę dzieci, chłopców lat 16 i 12.
Dni mijają jeden po drugim. Monotonia zdaję się wylewać z mojego jestestwa strumieniami jak w górskim potoku.
Od dawna nie stało się nic ekscytującego - nie, żebym tego potrzebowała. Siedząc w firmie za biurkiem widuję moich znajomych co 10-15 minut. Nawet na wyjściach brakuje nam już tematów do rozmów.
Czy zawsze było tak nudno jak teraz?
Wydaje mi się, że tak jest od bardzo dawna. Wspomnienia z dzieciństwa powoli blakną, zastępowane tymi z tego DOROSŁEGO życia. Pierwsze dziecko, pierwszy samochód, szósta rocznica, drugie dziecko, nowa praca. Tak jakby trwało to zaledwie kilka dni.
-Hej Sam! - zamyślona nie zważyłam nawet kiedy podszedł Mike.
-Hej - uśmiechnęłam się uroczo, jak zwykle - Masz coś dla mnie?
-Tylko tyle - podał mi stertę faktur do wklepania na komputer.
-Dzięki - przejrzałam je przelotnie i odłożyłam je na bok.
-Ładnie dzisiaj wyglądasz - powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę.
Spojrzałam na jego plecy zdziwiona. Przecież wiem, że wyglądałam jak siedem nieszczęść - niewyspana, z ledwo muśniętymi szczotką włosami, w pogniecionej garsonce z małą plamką po porannej kawie na kołnierzyku, że o braku makijażu nie wspomnę.
"Ładnie dziś wyglądasz" - uśmiechnęłam się do swojego odbicia w ekranie komputera, na którym pojawiały się ciągi liczb z faktur. Zawsze miło usłyszeć coś takiego raz na parę lat.
Po dziewięciu godzinach skończyłam swoją zmianę i ruszyłam w stronę szatni, aby odebrać płaszcz. Znając moje szczęście na pewno pada. W końcu to środek jesieni.
Przeczucie mnie nie zawiodło, więc poprosiłam Mirka, pracującego za ladą o pożyczenie parasola.
- Trzymaj - sięgnął pod nogi, wyciągając czerwoną jak arbuz parasolkę - tylko nie połam.
Zaśmiał się i wrócił do swoich spraw.
- Dlaczego ten przeklęty parking musi być, aż taki rozległy?! - powiedziałam do siebie, kiedy wpadłam butem w kolejną już kałużę.
Oczywiście znalezienie kluczy, nawet w możliwie jak najmniejszej torebce zajęło mi kolejne 5 minut pod gradem kropel.
Nagle kątem oka zauważyłam ruch, spojrzałam w tę stronę i zobaczyłam postać stojącą na odkrytym przystanku autobusowym, usilnie próbującą złapać podwózkę, marznąc w zupełnie przemoczonym płaszczu i bez jakiejkolwiek osłony przed wodą spływającą z nieba.
"Biedak" pomyślałam i wsiadłam w końcu do ciepłego auta. Odpaliłam silnik wciąż zastanawiając się nad zabraniem nieszczęśnika.
W końcu zdecydowałam okazać serce. Wiem jak to jest czekać na autobus w taką pogodę. Człowiek stojący na przystanku kiedy tylko zobaczył mój samochód powoli opuścił rękę, jakby zastanawiając się czy rzeczywiście potrzebuję pomocy. Opuściłam szybę i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Mike
- Autobus się spóźnia? - wesoło uśmiechnęłam się.
- W ogóle nie przyjechał – otworzył sobie drzwi pasażera i wgramolił się na siedzenie. - Dziękuję, że się zatrzymałaś, nawet nie wiedziałem, że wciąż byłaś w pracy.
- Ach te cudowne nadgodziny – westchnęłam włączając się do ruchu.
- Gdzie Cię podrzucić? - zapytałam
- Wiesz gdzie jest to duże Tesco przy skrzyżowaniu?
- Pewnie, przejeżdżam koło niego dwa razy dziennie.
- To stamtąd mam 5 minut do domu. I Tobie będzie wygodniej.
- Chyba oszalałeś jeżeli myślisz, że Cię wypuszczę z powrotem na taki deszcz?! - powiedziałam udając groźną minę. - Odstawię Cie pod drzwi.
- Nie chcę Ci robić kłopotu. - powiedział zmieszany.
Widać było, że też nie miał ochoty na spacer przy tak pięknej pogodzie.
- Nie chcę mieć Cię na sumieniu, kiedy się przeziębisz – zaśmiałam się by rozładować napięcie – a sam wiesz jak ciężko mężczyźni przechodzą grypę.
- To fakt – wyszczerzył się – Najlepiej w ogóle nie wychodziłbym z łóżka.
- Wiem, przy moim facecie zdążyłam napatrzeć się na waszą walkę na śmierć i życie.
- Ha ha – zachichotał sztucznie – Tu skręć w lewo, trzeci dom, ten z czerwonymi drzwiami – wskazał na zadbany dom, z ładnym ogródkiem i białym płotkiem.
- Ślicznie tutaj masz – powiedziałam podziwiając widoki – Też bym chciała mieć taki ogród.
- Moja matka, kiedy jeszcze żyła uwielbiała ten ogród i chyba pękło by jej serce jakby zobaczyła go zaniedbanego. - powiedział patrząc na pusty dom – Zawsze znajdę chwilę by skosić trawę czy przystrzyc krzaczki.
- Dobra robota – uśmiechnęłam się miło.
Mike odwzajemnił uśmiech i powoli otworzył drzwi, jakby niechętnie wychodząc.
- Dziękuję Ci bardzo, pewnie dalej bym tam stał gdyby nie Ty. - spojrzał mi w oczy. Jego, zielone i błyszczące świdrowały mnie po samą duszę. - Dobranoc i do jutra.
Zamknął drzwi, a ja jeszcze przez chwilę miałam przed sobą jego spojrzenie.
Było tak bardzo głębokie, jakby staw z błyszczącą od słońca wodą. Takie ciepłe i pełne zrozumienia. Ciarki przeszły mnie po plecach. Odpaliłam samochód, kiedy tylko zobaczyłam jak w oknie zapala się światło i powoli ruszyłam w stronę domu.
Comments (0)
See all