Max Barczak jako Charlie Willem (Alex Moon)
__________________________________
- CHARLIE, WSTAWAJ! BO SPÓŹNISZ SIĘ NA PRZYDZIAŁ! - nadal zamglony snem umysł Charliego, ledwo zarejestrował słodki głos swojej siostry Elizabeth.
- Już wstaję, Liz! Nie musisz się drzeć!- z tymi słowami, chłopak zwlókł się z łóżka przy akompaniamencie jęków i skrzypienia materaca.
Charlie dzisiaj rozpocznie pierwszy rok nauki w Ohio University of Toledo. Jego zainteresowanie matematyką i naukami ścisłymi nadało mu tytuł Nerda. Ma jednak nadzieję, że czas spędzony w collegu będzie inny, a on przestanie być Tym Dziwakiem, którego gnębią. Liceum to przeszłość, teraz trzeba skupić się na dorosłym życiu. Jego serce napełnia się większą nadzieją, na to, że obiekt westchnień, o dźwięcznym imieniu Cassandra, wreszcie zauważy jego istnienie.
Parę tygodni temu odwiedził kampus i zakochał się w nim. Może to brzmieć trochę dziwnie, ale tak właśnie było. Poza tym, uniwersytet znajduje się dość blisko jego dotychczasowego miejsca zamieszkania, więc nie musi martwić się o miejsce w akademiku, gdyż nadal może mieszkać ze swoją siostrą, która nie ma zamiaru się go pozbyć przez jeszcze jakiś czas (jak najdłuższy, ma nadzieję)
- Cześć Camille. Cieszysz się na pierwszy dzień w nowej klasie?- pyta dwunastoletniej dziewczynki, o piegowatym nosku, na którym znajdują się okulary w tęczowych oprawkach, zza których wyłaniają się oczy koloru zieleni. Sam posiada oczy tego koloru. Większość jego rodziny cechuje się zielonym kolorem oczu i jasnobrązowymi włosami.
Dziewczynka zmarszczyła nosek w dość charakterystyczny, dla Willem’ów sposób. To pokazuje, jak bardzo w danym momencie, coś się komuś nie podoba.- Nie mam zamiaru cieszyć się z faktu, jakim jest ponowne przebywanie z samymi głupkami.- oznajmia, wkładając do ust łyżkę pełną płatków czekoladowych w kształcie literek.
Camille jest bardzo rozwinięta jak na swój wiek. Mając zaledwie 8 lat, dostała propozycję przeniesienia o trzy klasy wyżej, lecz Elizabeth nie zgodziła się na to mówiąc, że jej córka powinna mieć normalne dzieciństwo, zanim wkroczy w dorosły wiek. Tylko rodzina widzi w niej dziecko, a nie małego dorosłego.
- Cami, mówiłam ci, że twoi rówieśnicy nie są głupi, po prostu, jesteś nadzwyczaj mądra, jak na swój wiek. - tłumaczy jej Liz.
- Pamiętam co mi mówiłaś mamo, ale dlaczego w takim razie nie mogę uczyć się w wyższej klasie?- Camille pyta z determinacją, odkładając pustą miskę do zlewu, po czym, ubrała czerwony żakiecik w kratę i narzuciła plecak z podobizną Einsteina. Einstein to jej ulubiona ikona nauki.
- Chcę żebyś miała normalne dzieciństwo. Teraz zbieraj się, pani Teveza odwiezie cię do szkoły.- tymi słowami kończy dyskusję, po czym, pogania zirytowaną dziewczynkę słysząc klakson.
- Ty też kończ owsiankę i szykuj się. Muszę jeszcze odwieść Toma i Hannę, do żłobka.- te słowa kieruje do Charliego, który jedynie skinął głową, gdyż miał usta pełne owsianki.
- Och, co ja mam, z wami mózgowcami. - wzdycha, odwracając się, by pomachać przez szybę swoje córce, która z obrażoną miną zignorowała ją, wsiadając do auta pani Teveza.
Tego najbardziej będzie brakować Charliemu, gdy rozpocznie życie studenckie. Tej beztroski zwykłego życia. Choć jeszcze, o tym, nie wie...
__________
- Jesteśmy.- oznajmiła łagodnym tonem, odwracając się przodem do jego profilu. Jej włosy wymykały się z niedbałego koka. Miała na sobie uniform z logo firmy dla której pracuje.
Westchnął ciężko, po czym, odwrócił się w jej stronę i przytulił do siebie tak nagle, że wydała mały okrzyk zaskoczenia zmieszany ze śmiechem. Od razu oddała uścisk z matczyną siłą, wtulając policzek w jego włoski na karku. Charlie wdychał znajomy zapach proszku do prania i lawendowego mydła.
- Przyjadę po ciebie. Jeśli znowu będę musiała zostać po godzinach dam znać byś nie musiał na mnie czekać.- mówi, gdy Charlie otwierał drzwi, poprawiając torbę na ramieniu. Spojrzał na nią ze współczuciem, w środku gotując się z frustracji, gdyż chciałby w końcu pomóc jej w utrzymaniu dzieci i domu. Czuje się bezsilny i bezużyteczny. Liz wciąż powtarza, że ma się skupić na nauce, co w 100% wynagradza jej wszystko.
- Sprawdzę rozkład jazdy metra w internecie, gdy będę miał czas między wykładami.- zapewnia ją chłopak, wiedząc jak jej pracodawca wymagający czasami jest i potrafi być prawdziwym bólem w tyłku.
Po tym, jak dała mu jeszcze całusa w policzek i pokrzepiające słowa, Charlie nabrał powietrza do płuc, wypuścił je powoli i z małym westchnieniem odwrócił się na pięcie w stronę budynku głównego należącego do Uniwersytetu. Czas stawić czoła nowym zmorą.
__________
Gdzieś w galaktyce
Planeta Unot
Federacja Oigam.
- TYLAN, TWÓJ OJCIEC… Już niedługo jego światło zgaśnie. Musisz podjąć decyzję. Jeśli z kimś się nie zwiążesz to odbije się na twoich przyszłych Onoi*.
Kapitan Straży Królewskiej i przyjaciel Księcia, próbuje przemówić do rozsądku swojemu Fuloni**.
- Przyjacielu, wiem bardzo dobrze jaka jest sytuacja. Martwisz się o mnie i jestem wdzięczny Bogini Nulan za takiego towarzysza podróży przez życie, ale nie masz o co się martwić. Wiem co robię. Wiesz czego każdy z nas jeszcze nie zrobił? Nikt z Unot nie próbował wysłać swego światła w przestrzeń kosmiczną. Nikt nie zastanawiał się, czy aby na pewno, gdzieś tam nie czeka na kogoś jego Seraii***.
Gdy to mówił, spoglądał w stronę świetlistego nieba mieniącego się w mieszaninie koloru różowego i ciemnoniebieskiego co oznacza, że cykl dzienny na Unot się kończy.
Gdy nastaje pora w której wszyscy mieszkańcy zapadają w hibernację, można zobaczyć pięć małych księżyców i mnóstwo gwiazd. Na Unot wierzy się, że każda gwiazda to światło należące do kiedyś żyjącego mieszkańca. Po jego śmierci część jego światła trafia w gąszcz gwiazd. Jeśli Oigam**** nie znalazł swojej bratniej duszy, po jego śmierci całe światło trafia na plansze gwiazd, z tą różnicą, że świeci ono najjaśniej, co oznacza, iż szybciej się wypali.
- Mój Fuloni, to bardzo ryzykowne! A co jeśli twoje światło zniknie w przestrzeni kosmicznej?! Stracisz całą swoją moc po ukończeniu 25 wieku*****. Co najgorsze, gdy przyjdzie czas w którym i twoje światło zgaśnie, nie będzie już ono świecić nigdy, nawet wśród świateł naszych przodków.
Na słowa swojego drogiego przyjaciela Tylan westchnął ciężko, jednak nadal pozostawał przy swoim i nie miał zamiaru zmieniać zdania. Musi to zrobić teraz zanim Drzewo Nulan****** znów zaświeci rozpoczynając nowy cykl dzienny.
- Nie ma czasu do stracenia, dobry przyjacielu. Pomożesz mi w ceremonii, czy mam sam to uczynić?- pyta książę, na co Kapitan westchnął z rezygnacją, mówiąc.- Prowadź na wzgórze Tylos, mój książę.
I tym sposobem, Tylan z Unot wysłał struge światła tak silną, aby przemierzyła bez problemu całą galaktykę. Gdy jego bratnia dusza ją przechwyci będzie o tym wiedział, a wtedy wyruszy w podróż przez światy, by odnaleźć duszę pasującą do jego duszy.
__________________________________
[* Podwładni, lud… Wiecie o co mi chodzi]
[** Opiekun rodziny, dobry przyjaciel. Coś jak strażnik całej rodziny przyjaciela.]
[*** Można powiedzieć, że bratnia dusza.]
[**** Obywatel planety Unot.]
[***** 125 lat w przeliczeniu na ziemskie lata. Na ich planecie jeden rok to wiek, czyli pięć lat.]
[****** Na Unot zamiast słońca świeci wielkie drzewo matka.]
__________________________________
Comments (0)
See all