*•°
Ethan POV
- Mamo, gdzie jest mój telefon? - Jęknąłem z frustracją. Jak zwykle, gdzieś go zgubiłem, a moja najwspanialsza mama na pewno pomoże mi w odnalezieniu mojego dzidziusia. Mój telefon to moje dziecko, a jeśli komuś to przeszkadza - jego problem, nie mój.
- Sprawdź pod kanapą! Założę się, o moją obrączkę ślubną, że tam jest. - odkrzyknęła z kuchni.
Zbiegłem więc na dół, przy okazji mając bliskie spotkanie ze świeżo wypolerowaną posadzka z szaro-różowego marmuru. Tata - jako architekt światowego formatu - jest dumny z efektów swojej pracy i wysiłku jaki włożył w tą podłogę.
Pozbierałem swoją godność, wraz z moją szanowną osobą i ruszyłem do salonu przez korytarz. Kolejną chluba ojca - jak cały dom. Wyjątkiem jest tutaj mój pokój, zwany jaskinią.
Klęknąłem przed kremowo-białą kanapą i zacząłem poszukiwania mojej zguby. Gdy znalazłem telefon, był tylko trochę brudny od kurzu. Żadnego zadrapania ani ryski, przez co ucieszyłem się jeszcze bardziej.
- Mamo, jesteś niezastąpiona. Jak ty to robisz, że zawsze wiesz gdzie co jest?- Od zawsze mnie to zaskakiwało. To chyba jakaś moc nabyta przez rodziców, gdy zaczynają nimi być.
- Lata praktyki jako sekretarka twojego ojca i twoja matka kochanie. Zbieraj się, bo spóźnisz się do szkoły. Ja i ojciec musimy jeszcze zdążyć na lotnisko. Dasz sobie radę sam przez te dwa dni? Pani Pikwood ci pomoże, a w razie jakiegoś większego problemu zadzwoń do na...- Przerwałem jej w połowie zdania. - Rozumiem mamo, mam siedemnaście lat i nie jestem już małym chłopcem. Pani Pikwood nie jest mi do niczego potrzebna - Musiałem jej przerwać, bo nie przestałaby gadać. Na koniec chciałaby się pewnie wykręcić z delegacji, aby tylko nie zostawić mnie samego w domu. Wiem, że tata bardzo potrzebuje jej na tym wyjeździe przy sobie.
- Już nie raz zostawałem sam. To naprawdę nie jest żaden problem. - Uspakajam ją widząc jej zmartwioną minę.
- Ale... - Zatrzymała się, bo chyba zabrakło jej argumentów.
- Mamo! Czas się zbierać, a przecież nie chcę się spóźnić do szkoły. - Nie żebym się specjalnie cieszył na spotkanie tych ludzi, którzy tylko żerują na czyjejś słabości. Pomyślałem sobie na końcu.
- No już, dobrze, zbierajmy się. Pamiętaj, żadnych imprez i picia! - powiedziała rozbawionym tonem. Jakbym miał jakieś życie towarzyskie...
- Tak, mamo. - odpowiedziałem sarkastycznie. Po tym, zaczęliśmy się zbierać do wyjścia.
*•°
Po piętnastu minutach znalazłem się przed najbardziej znienawidzonym przeze mnie miejscem, jakie mogło istnieć na tej Ziemi. Dojechaliśmy do mojego Liceum.
- Pa, tato! pa, mamo! - pomachałem im, po tym, jak zatrzasnąłem za sobą drzwi auta.
- Trzymaj się synku, i staraj się nie wpadać w kłopoty. - Tata jak zwykle kąśliwie mnie pożegnał. Mama jeszcze dodała, że bardzo mnie kocha i mam na siebie uważać. Wywróciłem oczami i przytaknąłem kierując się do tego siedliska zła.
Idąc korytarzem, modliłem się w duchu, by żaden z moich oprawców mnie nie zauważył. Odetchnąłem z ulgą dopiero, kiedy znalazłem się bezpiecznie w klasie fizycznej.
*•°
Po przedostatniej przerwie skierowałem się do klasy matematycznej, na ostatnią w tym dniu lekcję. Już tylko ta lekcja i do domu. Cały dzień bez żadnych wyzwisk i znęcania się. Nie nacieszyłem się jednak długo spokojem...
- O, księżniczka zaszczyciła nas swoją osobą. Nawet nie wiesz, jak bardzo się stęskniliśmy za twoja pedalską mordą.- Słyszę za sobą znienawidzony przez siebie głos. No i się zaczyna...
- Odczep się, dupku - mówię, odwracając się w jego stronę, czego od razu pożałowałem.
- Coś ty powiedział? Chyba się przesłyszałem, możesz powtórzyć? - Złapał mnie za koszulkę i szarpnął mną. Każdy, nawet połowa dziewczyn w szkole, góruję nade mną siłą, bo jestem niski jak na swój wiek. Do tego z wyglądu przypominam dziewczynę. Fakt, że jestem gejem niczego tutaj nie polepsza.
Chyba właśnie zjechałem własną orientację seksualną... Cudnie.
- Mógłbyś odpowiedzieć, kiedy ktoś się ciebie o coś pyta!- Warknął. Nadal nic nie odpowiedziałem, gdyż najzwyczajniej nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Mama nie nauczyła cię, że niegrzecznie jest nie odpowiadać na pytanie, śmieciu!? No tak, przecież ty nie masz prawdziwej mamy, prawda? - To zabolało na tyle, że łzy zebrały mi się pod powiekami. Skąd on to wiedział?
- Trafiła ci się bogata rodzina, ale wiesz co? Oni też będą mieć cię gdzieś. Tak jak twoja matka. - Tego było już za wiele. Nie wytrzymałem i jakoś wyrwałem się, uciekając jak najdalej, byleby nie być w tym miejscu.
- Gdzie uciekasz gnoju? Jeszcze nie skończyliśmy! - Usłyszałem jeszcze za sobą jego szyderczy głos, ale nie zwracałem na to uwagi.
Skąd się dowiedział o mojej prawdziwej mamie? A z resztą, on zawsze ma swoje sposoby by zdobyć jakieś informacje. Dość długo dałem rade to ukrywać. Na pewno chcecie wiedzieć czy to prawda z moją prawdziwą matką. Była prostytutką, ale to nie za to poszła siedzieć. Skazali ją za posiadanie dużej ilości narkotyków i ich sprzedaży... Za dużo, by opowiadać.
Nie wiem ile tak biegłem, ale zdałem sobie sprawę, że jestem bez kurtki, a jest zimno jak skurwysyn.
Miałem 10 lat jak trafiłem do Williamsów. Mama nie była złą osobą, po prostu się pogubiła. Chciałem ją odwiedzić, ale w dniu w którym miałem iść na widzenie, dowiedziałem się, że popełniła samobójstwo. Anne - tak nazywała się moja biologiczna matka - opowiadała mi kiedyś (w momencie kiedy miała przebłysk rodzicielstwa) jak to pierwszy raz od dawna poszła z kimś na randkę. Mężczyzna nie był zrażony tym, że pracowała jako prostytutka. Mówiła, że się w nim zakochała i chciała z nim spędzić życie, jednak następnego dnia zostawił list, iż musi załatwić bardzo ważną sprawę. Gdy wszystko będzie dobrze, wróci po nią. Nie pojawił się więcej, w zamian, niecałe dziewięć miesięcy potem pojawiłem się ja. To głupie, ale czuję, że on nie żyje, i to dlatego się nie pojawił. Mówiłem to mamie, ale ona miała własne zdanie.
Po upływie paru minut nostalgii poczułem, że coś jest nie tak. Już miałem kierować się w stronę domu, ale zawibrował mój telefon, więc odebrałem.
- Słucham.- mówię, nadal mając dziwne przeczucie, że coś się stało
- Ethan Williams? - Odezwał się męski głos z pytaniem.
- Tak, a kto mówi?- odpowiadam, pytając tym samym.
- Komendant główny policji. Dzwoniliśmy do pańskiej szkoły, ale nie było tam pana, więc poprosiłem o pański numer. Musi się pan zgłosić na komendę.- Oznajmia spokojnym tonem, a we mnie niepokój przybrał na sile.
- O co chodzi? Przecież nic nie zrobiłem.- Plątam się w słowach spanikowany. Czego może chcieć ode mnie policja?
- Nie chodzi o pana, tylko pańskich rodziców.- Zapewnia, a we mnie coś kliknęło. Nagle zrobiło mi się gorąco. Co mogło się stać, że dzwoni do mnie policjant?
- Coś im się stało? - Miałem przeczucie, że stało się coś złego. Jak się okazało nie pomyliłem się, chociaż bardzo bym tego chciał.
- Samolot, którym lecieli pana rodzice rozbił się i wylądował na środku oceanu. Prosimy, aby pan... - mówił opanowanym głosem, a ja przestałem słuchać. Mój świat ponownie rozbił się na miliony kawałeczków. Moi rodzice... Nie żyją.
*•°
Comments (1)
See all