James D'Arcy jako Lunart
*•°
Jest wilgotno. Można to poczuć, gdy wchodzisz na teren Dzikich.
Chłopak - dwudziestoletnia Alfa - kieruje się w stronę zaśniedziałych, porośniętych grzybem drzwi. Nie ukrywa swego lęku, gdyż nawet będąc pełnoletnią Alfą, można czuć strach i obawę.
Będąc tuż przy drzwiach, potężnych rozmiarów Alfa, ukłonił się z kpiącym uśmieszkiem, otwierając przed nim drzwi.
- Tylko go nie drażnij. Nie patrz mu prosto w oczy. Najlepiej nie oddychaj, jeśli nie udzieli ci zgody. Chyba, że masz zamiar wąchać kwiatki od spodu. - Mężczyzna ostrzega. Chłopak tylko pokiwał głową, będąc jeszcze bardziej spiętym. Starszy Alfa tylko prychnął wpuszczając szczeniaka.
Młody chłopak rozglądał się nerwowo po pokoju, w którym czuć było odór stęchlizny i śmierci. Nie uśmiechało mu się tutaj być, lecz gdyby nie przekazał pewnych informacji Alfie stada Dzikich, pewnie straciłby wkrótce swoją siostrę. Nie chciał mówić tego co zamierzał powiedzieć Lunartowi. Nie miał jednak wyboru. Musi poświęcić nowego mieszkańca Woolf Moon dla dobra jego młodszej siostry, która jutro kończy osiemnaście lat.
- Wejdź chłopcze, podobno masz dla mnie ważne informacje, które mnie ucieszą. - Przywódca stada dzikich przemówił, będąc niecierpliwym. Nienawidzi, gdy jego podwładni zwlekają z czymkolwiek.
Młody Alfa zatrząsł się ze strachu. Wziął się w garść, wypuścił drżąco powietrze z płoć i zaczął mówić. - Alfo Lunart, mam dla Alfy informacje o pewnej Omedze...
*•°
Mark POV.
Siedzimy właśnie w salonie. Grobowa cisza, aż piszczy po kątach. Wszyscy jesteśmy spięci i nie wiemy co powiedzieć.
Tą ciszę zakłócił Ethan.
- Kiedy miałaś zamiar poinformować mnie o tym wszystkim? - Skierował swoje pytanie do Xen, której oczy z przygnębieniem wpatrywały się w podłogę.
Jeszcze nigdy nie widziałem tej wiedźmy w takim stanie. Byłoby mi jej żal, gdyby nie było powodu, dla którego moja Omega jest zła na Xen, a powodów jest wiele.
Ciotka Ethana wyprostowała się, nerwowo poprawiając nieistniejące zagniecenia na spódnicy.
- Miałam nadzieję, że wytłumaczę ci to inaczej. W innych okolicznościach. Myślałam, że dam radę przedłużyć ten moment jak tylko się da, całą tą rozmowę. Jak widać nic nie wyszło po mojej myśli. - mówiła ze wzrokiem skierowanym na mnie i prawdopodobnie próbowała mnie zabić w myślach na milion sposobów. Przecież to nie moja wina, że jej kłamstwo wyszło na jaw.
Ethan, dostrzegając to jak Xen zabija mnie wzrokiem, chwycił za moją rękę i odezwał się z wyrzutem; - Nie patrz tak na niego! Z tego co zdążyłem się dowiedzieć, gdyby nie Mark, inne Alfy mogły... Mogły mnie nawet zgwałcić, prawda?! - Tutaj skierował pytanie do mojego ojca, który podrapał się z tyłu szyi, będąc speszonym. Przytaknął i westchnął ciężko, tym razem, spoglądając na Xen, która zrobiła się trochę bledsza, niż zazwyczaj. Mam nadzieję, że nagle nie zemdleje.
- Boże Ethan, tak cię przepraszam. Nie chciałam cię jeszcze wciągać w ten nieznany dla ciebie świat. Wpierw miałam zamiar przygotować cię na to wszystko. Nie zdawałam sobie sprawy, że twoja Omega będzie tak silna. Nie brałam też pod uwagę tego, że zareaguje na silną Alfę nie przechodząc jeszcze pierwszej przemiany. To wszystko wyszło spod kontroli. W dodatku tak krótki okres czasu... - Zamilkła, spuszczając głowę. Widać, że trochę się załamała.
Tata wtrącił się chcąc załagodzić sprawę. - Już nie odwrócimy tego co się stało, lecz pamiętaj Ethanie. Xen jest twoją ciocią i bliska ci osobą. Nie pozwól, by te kłamstwo zrujnowało waszą, jeszcze świeżą, relację. - Kieruje wzrok w stronę Xen i Ethana. Miał tą swoją łagodną minę, którą widziałem zawsze, gdy chciał dotrzeć do mnie, mojego rodzeństwa lub kogokolwiek innego. Ojciec zawsze mówił jak przywódca. Nic dziwnego, że Rada Starszych aprobuje jego przywództwo. Z resztą, jak wszyscy w Watasze.
Tym razem ja przemówiłem. - Tata ma rację, Ethan. Może pójdziemy się położyć, a jutro porozmawiamy na spokojnie? - Sugeruję widząc, że mój mały chłopiec powstrzymuje się ostatkiem sił, by nie ziewnąć. Ziółka przestają działać, jak widać. Będą mu potrzebne, aż do dnia jego pierwszej przemiany. Później już tylko jedynie może ich używać do maskowania swojego zapachu.
- Tak, to dobry pomysł. Synu zaprowadź go do jednego z pokoi gościnnych... - Tata przerwał swoją wypowiedź, gdy zawarczałem w proteście.
Nie pozwolę, by spał sam. Ze mną pod jednym dachem nie będzie leżał w innym pokoju. Jedynie ze mną i w moim pokoju.
- ... To znaczy, do twojego pokoju. Starość nie radość i te przejęzyczenia. - Poprawia się zakłopotany.
To nie tak, że się mnie boi, po prostu dobrze wie jak Alfa zachowuje się wobec swojej drugiej połówki. Choćby nie wiem co i tak postawiłbym na swoim. Jednak, ktoś z obecnych tutaj, tego nie rozumie.
- Nie ma mowy! Nie pozwolę na to, by Ethan... - Xen protestuje oburzona. W słowo wchodzi jej Ethan z nieukrywaną złością. - Ty lepiej nie odzywaj się na temat tego co mogę, a czego mi nie wolno dobrze ciociu?! Chodź Mark, jestem wykończony. - mówi stanowczo, zanim odwraca się w stronę schodów. Ze zdziwieniem patrzę na mojego skrzata, jak kieruje się w stronę schodów.
Chyba polubię tą jego zadziorną stronę.
- Ruszysz swój wilczy tyłek, czy mam cię zaciągnąć za twój ogon? - pyta się sarkastycznie, będąc w połowie drogi na piętro. Z uśmiechem na ustach biegnę do niego.
Tak, zdecydowanie to kocham.
*•°
Ethan POV.
Jestem taki wściekły. Wszystko, całe moje życie, obróciło się o 360 stopni, a moja ciocia jeszcze wszystko utrudnia! Nie jestem na nią zły, jednak nie zmienia to faktu, że nadal nie ufam jej, jak na początku naszej znajomości. Tym razem nie zdobędzie mojego zaufania tak szybko.
- Ethan, jutro zaczynają się zajęcia. Z tego co wiem, Xen zapisała cię na lekcje, prawda? - Mark zagaja, głaszcząc mnie lekko po ramieniu.
Całkiem zapomniałem o obowiązku szkolnym. Teraz, wydaje mi się to tak dziwne, w porównaniu do wydarzeń minionych dni.
- Boże, zapomniałem całkowicie o szkole. Nie możemy tego pominąć na parę dni? Jak mam przekroczyć mury tej szkoły wiedząc, że jest tam pełno wilczków w ludzkich skórach? To będzie katastrofa! - Narzekając, siadam na dość przyjemnie miękkim fotelu, w którym prawie tonę, gdyż tak miękki się zdaje.
Widząc ten bajzel stwierdzam, że moja Alfa jest typowym Samcem Alfa. Nie wie, co oznacza słowo Porządek.
Z jaką łatwością przychodzi mi określanie Marka jako "Mojej Alfy". Nadal jednak, jest to dla mnie dziwne.
- Mark, dlaczego nie widzę podłogi, a walające się ciuchy, które zapewne powinny być w szafie? Lub praniu, chociaż...
Wstaję, podnosząc pewien niezidentyfikowany skrawek materiału. Chyba podkoszulek, choć równie dobrze, może to być poszewka na poduszkę. Krzywię się wyczuwając w pewnym momencie odór wydobywający się z otwartej szafy, zaraz obok łóżka, które swoją drogą przypomina pozostałości po Wojnie Secesyjnej.
- ...Sądząc po zapachu muszę stwierdzić, że zdecydowanie w praniu. - Marszczę ponownie nos na odór. Czy tu coś zdechło?... Z resztą, wolę nie wiedzieć.
- O co ci chodzi? - Mark pyta, jakby wcale nie dostrzegał tego co ja. Tak, w ogóle nie zajarzył aluzji.
- Boże, daj mi siły. - mówię do siebie, po czym kieruję się w stronę łazienki, która jest obok biurka ulokowanego zaraz przy łóżku. O dziwo, tam jest czysto, co przyjąłem z ulgą.
- Pomóc ci w czymś? Może mógłbym... - Nim mógł dokończyć swoją sprośną propozycje, gaszę jego zapał. - Nawet o tym nie myśl, zboczeńcu!
Nim wszedłem pod prysznic, mogłem usłyszeć jęk protestu ze strony Alfy. Uśmiecham się pod nosem wchodząc pod ciepły strumień wody.
Jestem nowy w świecie Zmiennych. Alfy, Bety i Omegi - to był dla mnie temat fantastyczny. Jednak jedno wiem na pewno. Alfy są jak dzieci - prawdopodobnie gorsze, niż czterolatki.
*•°
[3 Dni Do Urodzin]
Budzę się opatulony do połowy puchową kołdrą, reszta to Alfa-Koala Mark. Mógłbym narzekać i zrzucić go z łóżka za molestowanie mnie, ale sam siebie oszukać nie mogę mówiąc, że mi to nie odpowiada.
- Hej kotku, jak tam pierwsza noc ze mną, w moim łóżku, zamiast podłogi w gabinecie? Wiesz, nie zamierzam wypuszczać cię stąd... Już nigdy. Nawet po śmierci się mnie nie pozbędziesz, gdyż umrę wraz z tobą. - Mruczy mi do ucha, na co uśmiecham się jak zakochana czternastolatka. Dobrze, że mnie nie widzi, gdyż leżę odwrócony tyłem do niego.
- Wiesz, że potrafię być zawzięty? Będę udowadniał ci każdego dnia, jak bardzo jesteś mój, a ja twój. - Zapewniam, odwracając głowę, tylko po to, by moje usta spotkały się z jego lekko szorstkimi. Dla mnie usta Marka oznaczają więcej, niż niebem.
- Dzisiaj będę miał cię na oku, nawet jeśli nie będzie mnie przy tobie, w danym momencie. Poznasz moje rodzeństwo, które dopilnuje, aby żaden niepożądany Alfa nie przystawił się do ciebie - Oznajmia, gdy ubieramy się, by zejść na dół, zjeść coś za nim pojedziemy jego autem do szkoły.
Jestem lekko (a nawet bardzo) przerażony perspektywą wejścia w nowe otoczenie. Tym bardziej, że nie mam miłych wspomnień związanych z moją poprzednią szkołą.
- Wątpię, żeby ktoś chciał się nade mną znęcać w mój pierwszy dzień, ale dobrze wiedzieć, że nawet ty masz mnie za luzera. - mówię, zamykając plecak z podręcznikami, które zakupiła dla mnie Xen. Zdążyła wysłać jednego ze swoich bodyguardów, by mi je przyniósł.
- Co?.. Nie Ethan, miałem na myśli... Po prostu nie chce, by któryś z napaleńców odebrał mi ciebie, a przynajmniej próbował. Prędzej zagryze każdego samca Alfa, nim którykolwiek spróbuję choćby pomyśleć o usidleniu cię. - Prawie warczy na to ostatnie słowo, przez co podskakuję w miejscu, czując dość przyjemne ciarki na całej skórze. Nie wiem jakim sposobem, ale wyczuł to, że podnieca mnie ta perspektywa. On walczący o mnie z całą zgrają Alf. To naprawdę podnosi libido.
- Nie rób tak, gdyż mam ochotę wypieprzyć cię w ten materac. Już nie mogę doczekać się twojej pierwszej przemiany. Wtedy będę mógł legalnie uczynić cię moim. - mówi wprost do mojego ucha, obejmując mnie ramionami w pasie. Wysyła kolejne fale rozkoszy, przez moje ciało, przez co jęczę. Mruczy w aprobacie na moją reakcję. Cholerny Alfa i jego magiczne zdolności doprowadzania mnie do gotowości.
Po naszej sesji obściskiwania się zeszliśmy na dół, by zjeść śniadanie. Przystanąłem na chwilę oniemiały, tym przepychem. Jadalnia dorównywała wielkością sali gimnastycznej mojej starej szkoły. Wszystko mieniło się złotem i brązem. Gdy weszło się głębiej miałeś wrażenie, jakby wstąpiło się na królewską ucztę.
Cały stół, który ciągną się po środku wzdłuż sali, były przyozdobiony złoto-brązowym obrusem, było mnóstwo jedzenia - Jajecznica, bekon, różnego rodzaju sery, świeży chleb, którego aromat można poczuć już na korytarzu i świeżo wyciskany sok z pomarańczy i jabłek. Od samego patrzenia człowiek robił się głodny.
- Nie za dużo tego? - pytam Marka. Przynajmniej zamierzałem go zapytać, gdyż ten żarłok już siedział przy stole zajadając się kawałkiem podudzia kurczaka.
- Co tak stoisz. Usiądź i zjedz coś zanim moi bracia się obudzą. Musimy się spieszyć, gdyż mam trening, na którym chcę cię widzieć. Przedstawię cię chłopakom z drużyny. Będą cię pilnować, gdybym akurat nie mógł być przy tobie.
Przewracając oczami, nakładam sobie trochę sałatki z pomidorami i serem feta. Mark obserwuję mnie uważnie nadal żyjąc mięso. Gdy połyka wszystko, wyciera usta w chusteczkę, po czym mówi; - Ethan, nie mów mi, że nie jadasz mięsa. Zastanawiałem się dlaczego jesteś taki chudy. Musisz więcej jeść... - Przerywam mu, zanim mógł dokończyć swój monolog. - Nie, nie jestem wegetarianinem. I nie, nie jestem anorektykiem z kompleksami i obsesją na punkcie swojej wagi. Po prostu, nie jadam dużo na śniadanie. Zazwyczaj jabłko lub dwa, poza tym, od wypadku rodziców schudłem parę kilo, przez to, że prawie w ogóle nie jadłem, lub wymiotowałem. Tak konkretnie, to niecały tydzień temu wyglądałem jak ledwo żywy, więc... Muszę tylko wrócić na właściwe tory, by znów funkcjonować tak jak dawniej. Potrzebuje tylko czasu. - Kończę swoją przemowę popijając sok z Hiszpańskich mandarynek, który jest o niebo lepszy od tego z pomarańczy.
- Rozumiem. Wiesz, że zawsze jestem tutaj, wszyscy jesteśmy. Jesteś wkurzony na Xen z resztą tak jak ja, lecz ona też jest tu dla ciebie. Nie jesteś sam. - mówi, ciągnąc mnie znienacka na kolana, przez co piszczę rozbawiony. Chichoczę, gdy swoim zarostem ociera się i moją wrażliwą skórę na szyi.
Kończę sałatkę, popijając pysznym sokiem i zjadając trochę kawałków kurczaka z talerza Marka.
*•°
Będąc w aucie czuję się zrelaksowany. Śmiejemy się, dokuczamy sobie, nawet flirtujemy ze sobą co kiedyś byłoby dla mnie niewyobrażalne.
Jadąc przez ulice miasta Mark tłumaczy mi, gdzie są takie miejsca jak biblioteka, lub restauracje, czy supermarkety. Obiecał, że zabierze mnie do stadniny koni za miastem, gdy powiedziałem mu jak bardzo fascynują mnie te stworzenia. Trochę się zdziwił, gdy przyznałem się, że całkiem dobrze radzę sobie z jazda konną.
Będąc przed szkołą trochę się spiąłem. Mark zauważył to, więc położył rękę na moim kolanie głaszcząc mnie uspokajająco.
- Nie martw się, kochanie. Jestem przy tobie. - Klepie mnie lekko w miejscu, które głaskał. Zaraz zabrał rękę, by położyć ją na moim policzku. Pocierał mnie opuszkami palców, raz po raz, przeczesując moje włosy.
Wpatrywałem się w niego jak w obrazek, będąc całkowicie pod jego kontrolą. Nie zdążyłem zareagować, gdy przybliżył swoją twarz do mojej, by złożyć na moich ustach pocałunek. Chciałem pogłębić pocałunek i zapomnieć, o tym, jak mam na imię, lecz Mark odsunął się ode mnie z zawadiackim uśmiechem, po czym, wyszedł z auta. Zamrugałem oczami lekko zbity z tropu, zaraz jednak się otrząsnąłem, gdy otworzył przede mną drzwi pomagając mi wysiąść.
Czy wszystkie Alfy są tak pewne siebie?
- Idź obok mnie. Te ziołowe szampony i napary działają cuda, lecz nadal pachniesz cudownie. Przez to, że nie przeszedłeś jeszcze przemiany mój zapach ledwo na tobie osiadł. - Wyjaśnia, na co kiwam tylko głową przybliżając się do jego boku.
Mogę dostrzec jak wiele uczniów patrzy się w naszą stronę, po czym, zbity z tropu zaobserwowałem, iż niektórzy wąchają powietrze, by zaraz przybrać bardzo zdziwione miny. Każdy szturchał kolegę obok, lub szeptał z innym na ucho spoglądając na nas.
Jeszcze nigdy nie byłem w takim kręgu zainteresowania moją osobą. Nie licząc tego incydentu w pierwszej klasie gimnazjum, gdy jeden z moich oprawców wysmarował mnie obiadem ze stołówki, wieszając na szkolnym korytarzu. Taak, to nie był mój najlepszy dzień...
Comments (0)
See all