W Piekle nie było pór dnia, ani czasu nocy. Brakowało słońca, które mogłoby wyznaczać typowy dla ludzkich spraw tok dnia, a on, pomimo upływu lat, wciąż jeszcze do tego nie nawykł. Tam skąd pochodził godzinę wyznaczał kąt padania światła.
Ale tego miejsca gdzie dorastał i gdzie rządził nie było od eonów.
Teraz, po tych wszystkich wojnach, siedział w obskurnym, zapomnianym przez administrację Lucyfera pokoiku i palił kolejnego już papierosa rozważając, co powinien zrobić dalej. Póki co był tutaj bezpieczny, a dla takich jak on – gdyby inni tacy kiedykolwiek istnieli – znaczyło to bardzo dużo.
Tiramis odgarnął kosmyk włosów w kolorze dojrzałej pszenicy za ucho i zaciągnął się porządnie, a potem wręczył potężnie zbudowanemu mężczyźnie woreczek złota.
- Idź. Niech przyjdą Moi – rozkazał oschle, a potem wyrzucił niedopałek na podłogę i przydeptał go czubkiem ciężkiego, wysokiego glana, wcierając czarny popiół w niegdyś całkiem drogi i ładny dywan.
Źle robisz. Nie zadbasz tak o swoje pieniądze.
Słyszał go wyraźnie, doskonale wręcz, lepiej nawet, niż gdy widzieli się ostatnio twarzą w twarz. Gdyby pozostali też go słyszeli sytuacja znacznie by się uprościła, a jeśli nie, to przynajmniej nie braliby go za wariata. Nie żeby nim nie był, co to to nie, ale akurat Wszechmogący naprawdę do niego mówił.
Robił to prawie tak długo, jak Tiramis oddychał, z krótką przerwą na czas, kiedy postanowił wejść pomiędzy nich obleczony w materialne i przedstawić się wszystkim zainteresowanym, sprowadzić prawdziwą wojnę, rozpacz i chaos. Nie mógł powiedzieć, że mu w tym nie pomógł, był ostatecznie jego synem, samym bogiem wspomnień, choć to za bardzo nie poprawiało sytuacji – staruszkowi zależało tylko na własnych sprawach, nie na nim samym. Z wzajemnością zresztą.
- Przeżyję stratę tych kilku milionów. Potrzebuję jedynie informacji – oświadczył lodowato.
Nie chcę mówić, że to głupie, ale masz mnie. Mogę ci opowiedzieć o wszystkim.
- Potrzebuję faktów i ich potwierdzenia. Nie twoich wynurzeń – odparł i zaraz poprawił ciężką skórzaną kurtkę na swoich chudych ramionach, słysząc, że drzwi się znów otwierają.
Comments (3)
See all